sobota, 30 września 2023

Od Mikleo CD Soreya

Widziałem, że Hana nie chciała puszczać tatusia, zabrałem ją od niego delikatnie do siebie, przytulając rozczarowane dziecko, które zaczęło mi płakać.
- Oj Hana - Odezwał się Sorey, chcąc pocieszyć dziecko, którego pocieszać już nie powinien, niech ją mi zostawi, ja już ją uspokoję.
- Nie, zostaw, nie puści drugi raz, idź, zaraz się uspokoi - Powiedziałem, głaszcząc delikatnie córkę po pleckach, uśmiechając się do niego.
- No dobrze - Westchnął, całując mnie delikatnie w policzek, znikając mi z pola widzenia, wracając do pracy, w której mu troszeczkę przeszkadzaliśmy.
- No już skarbie tatuś będzie w domu, to na pewno będziesz pierwsza w kolejce do niego - Obiecałem, wchodząc do Alishy, z którą grzecznie się przywitałem. Kobieta ucieszyła się na nasz widok, obdarowując maluszki prezentami, ona ma gest, ciocia z krwi i kości.
Rozmawiając z kobietą na różne tematy, troszeczkę u niej siedzieliśmy, zapominając o świecie, małych zjadły obiad, bez którego Alisha nie chciała nas wypuścić..
- Muszę się już zbierać, maluchy są już markotne - Powiedziałem, nie chcąc, aby zaczęły mi tu płakać lub zasypiać na rękach a tego też bym nie zniósł.
- Jasne, tylko zaczekaj chwilę - Alisha wyszła z pokoju po kogoś a ja zawałem się za ich porządne ubieranie, nie chcąc, aby się przeziębiły.
Ubrane maluchy wziąłem na chwilę na ręce, aby wyjść z nimi z zamku, bojąc się tego ich dotykania wszystkiego, co tylko się da.
- Zapraszam - Usłyszałem głos Alishy, która weszła do pokoju z moim mężem, ale przebranym już w swoje ubrania. - Spędź czas z rodziną, nie musisz pracować więcej dzięki podwyżce - Powiedziała, czym zaskoczyła naszą dwójkę.
- Nie miałem z tym nic wspólnego - Odezwałem się do męża, widząc jego niezadowolony wyraz twarzy.
- To prawda, nie ma, za to ja mam, z rodziną się czas spędza, a nie się ją tylko ma - Powiedziała, nim pożegnała się z nami, życząc bezpiecznego powrotu do domu.
- Daj, wezmę Hane - Odezwał się do mnie, widząc te małe chcące do niego raczej. Nie mając wiec powodu, aby tego nie zrobić, oddałem mu dziecko, mogąc skupić się na drodze. Dzieci niby miały iść same, ale z tego, co zauważyłem, nie miały na to najmniejszej siły ani ochoty dlatego musieliśmy trzymać je na rękach aż do domu.
Tam natomiast trafiły do łóżeczka, gdzie mógłbym smacznie spać zmęczone spacerem, jedzeniem, a i zabawą dając nam trochę wolnego od siebie.
- Jesteś zły? - Zapytałem, widząc jego skwaszoną minę.
- Nie, ja po prostu chciałem jeszcze trochę popracować, każdy grosz się przyda - Powiedział, co spowodowało moje ciężkie westchnięcie.
- Tak kotku, tylko wiesz praca to nie wszystko, z niej może i będziesz miał pieniądze, ale rodzina na tym cierpi a przede wszystkim dzieci, tak szczerze wole nie mieć w ogóle ślubu i widzieć cię więcej niż tylko chwilę przeć pójściem spać niż mieć ślub, przez którego nie będę miał ciebie - Powiedziałem, patrząc na niego ze spokojem.
Oczywiście, cieszyłem się, że chce dla nas pracować, ale ja też go potrzebuję, nie tylko do tych bardziej intymnych rzeczy, ale i po prostu do tego, aby był, chce go przytulić, porozmawiać z nim, a nawet posiedzieć w ciszy, jeżeli zajdzie taka potrzeba, ale wciąż będę wiedział, że przynajmniej jest obok mnie..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz