Na jego słowa uśmiechnąłem się delikatnie, nie mając mu za złe tego, co się wczoraj wydarzyło. Oczywiście troszeczkę mnie zdenerwował, ale rozumiałem to źle się czół i miał chyba po prostu gorszy nastrój dlatego nie mam mu tego za złe, czasem już tak po prostu jest, z dzieckiem trzeba się zająć nawet mimo jego fochów.
- Nie przejmuj się, nie mam ci tego za złe, prawdą jest to, że byłeś wczoraj troszeczkę uciążliwy, ale to nic następnym razem po prostu, gdy mówię ci, że powinieneś odpocząć, po prostu to zrób, a nie udowadniaj mi, że wcale tak nie jest, ja mam oczy i widzę, że źle się czujesz. Nie musisz być uparciuchem i robić wszystko wbrew swojemu zdrowiu - Powiedziałem, uśmiechając się delikatnie do mojego głupiutkiego męża, którego kochałem nad życie, mimo że czasem mnie okropnie denerwował.
- A powinieneś mieć, zachowałem się jak idiota, zostawiłem dzieci same bez opieki i jeszcze ciebie samego zdenerwowałem i do tego z mojej winy mogło ci się wczoraj coś stać - Wyznał, nie ukrywając zażenowana swoim zachowaniem, no cóż, było minęło. Nie ma się czym przejmować.
- Daj spokój kotku, ja nie mam ci tego za złe. Chcę, tylko byś wypoczął, doszedł do siebie, a dopiero wtedy wrócił do pracy. Na mnie, naprawdę nie musisz pracować, ja niczego nie potrzebuję za pieniądze. Wszystko, czego potrzebuję, to jesteście wy, ale jeśli nie będziesz o siebie dbał, to mogę nie mieć cię, a drugi raz tego już nie zniosę - Wyznałem, przerażone tą straszną myślą, już raz go straciłem i nie byłem w stanie sobie z tym poradzić, drugi raz nie chcę tego przeżywać.
- Hej owieczko, przecież już nigdy mnie nie stracisz, nie pozwolę na to i wrócę do ciebie choćby nawet siłą zaciągniętą mnie do nieba - Zapewnił, kładąc swoją dłoń na moim policzku, łączę w nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Jak nie będziesz o siebie dbał, to na pewno stracę - Powiedziałem, wtulając się w jego ciało, które tak bardzo uwielbiałem.
Mój panie jak ja uwielbiałem tego mojego głupiutkiego faceta, który nigdy nie chce się mnie słuchać.
- Nie muszę o siebie dbać aż tak przesadnie, jestem aniołem, anioły nie umierają z byle powodu - Wyjaśnił, oczywiście zdecydowanie lepiej wiedząc, jak miło, że on mnie naprawdę słucha.
- Oj Sorey, Sorey, jesteś czasem naprawdę niemożliwy - Westchnąłem cicho, kładąc głowę na jego ramieniu, patrząc na nasze dzieci i które świetnie się bawiły, nie specjalnie zwracając na nas uwagi.
- Przepraszam bardzo, wiedziałeś co bierzesz, teraz już troszeczkę za późno na narzekanie nie ma zwrotu ani reklamacji - Stwierdził, przytulając się do mnie mocniej, całując mnie w czubek głowy, wślizgując mi lodowate dłonie pod moją koszulkę, grzejąc się moim ciałem, które ku naszemu wspólnemu zdziwieniu było zdecydowanie cieplejsze od jego własnego.
Szczerze powiedziawszy, nie specjalnie mi to przeszkadzało, w końcu lubiłem gdy zimno dotykało mojego ciało, a więc w tej sytuacji oboje korzystamy.
- Wiesz, nigdy bym nie złożył na ciebie reklamacji, kocham cię i nie chce nikogo innego na twoim miejscu - Przyznałem, mówiąc to, co naprawdę czułem i myślałem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz