Jedna zagadka rozwiązana, chyba już wiedziałem, dlaczego nie używał broni. Zabił kogoś, kogoś ewidentnie niewinnego, i teraz dręczą go wyrzuty sumienia na tyle mocne, że broń go wręcz brzydzi. Dziwne, owszem, ale ludzka psychika jest strasznie zawiła, i z tym się nic nie zrobi. Ale jak dla mnie powinien jakoś to przepracować... chociaż nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do mówienia mu takich rzeczy. Ja swoich traum nie przepracowałem, a po prostu nauczyłem się z nimi żyć. No nic, może poczekam, aż sam mi o tym powie. Nie wiem, czy się tego doczekam, ale wypytywanie go absolutnie mi w niczym nie pomoże.
Z mojego zamyślenia wyrwał mnie strażnik królewski, który właśnie wstał z ziemi, mamrotając pod nosem przekleństwa. Ale cios był całkiem niezły. Aż dziw, że ząb nie... a jednak poleciał. Niesamowite, że dzieci tak szybko dorastają. Właściwie, to ile Haru miał lat? Nie mówił mi tego nigdy. Stwierdziłem od razu, że jest albo młodszy, albo w tym samym wieku, co ja, ponieważ na takiego wyglądał. Może kiedyś się go o to spytam.
- Spróbuj go zgłosić, a stracisz pracę – powiedziałem bez żadnych emocji, przyglądając się mężczyźnie.
- Och? I kto to mówi? Kolejny gówno wart strażnik? – wycedził, plując krwią w bok. Straż miejska jest znacznie lepsza pod względem kultury, a kulturę sobie cenię.
- Jestem pewien, że nazwisko Kambe jest ci dobrze znane – zauważyłem, że na dźwięk mojego nazwiska zacisnął mocno szczękę. Więc rozumie, jaka jest stawka... no i dobrze, nie chce mi się dłużej z nim rozmawiać.
Haru już zdążył się przebrać i zniknąć z koszar, więc i ja postanowiłem pójść w jego ślady, miałem w końcu dzisiaj trochę do roboty. Po pracy miałem umówione spotkanie z przedstawicielem gildii kupieckiej, która miała zająć się dystrybucją mojego wina na szerszą skalę, już nie mówiąc o tym, że nie chciałem mieć nic wspólnego z gnidą, która handluje ludźmi.
Takie spotkania biznesowe zwykle trochę trwają, więc kiedy już skończyłem, był wieczór. Podczas drogi powrotnej przechodziłem obok karczmy, do której sam osobiście w życiu bym nie zajrzał, i z karczmy tej wyszedł mój ulubiony strażnik, który wyglądał jak... cóż, łagodnie to ujmując jak gówno. Aż szkoda patrzeć na niego w takim stanie.
- O proszę, idzie pan idealny – usłyszałem, kiedy się zbliżyłem. Gdybym miał oceniać, jak bardzo jest wstawiony, to powiedziałbym, że tak jak przedwczoraj. Albo nie, ciut gorzej, bo pewnie pił jakieś szczyny, a one człowieka z reguły potrafią sponiewierać.
- Nie uważam, abym był idealny, dziękuję za komplement – odpowiedziałem grzecznie, a Haru prychnął jedynie cicho. – Chodź, odprowadzę cię do domu – zaproponowałem, bo wtedy będę pewny, że nikt mu mordy nie obije, a tego nie potrzebuje, już i tak tragicznie wygląda.
- Dam se radę sam – bąknął, ale ja się tym nie przejąłem, po prostu podchodząc do niego i przerzucając jego ramię przez swój bark. I nie za bardzo oponował, chyba nie mając do tego siły. – Nienawidzę cię – dodał, mimo wszystko pozwalając mi się prowadzić.
- Skrzywdziłeś moje uczucia, bo ja cię uwielbiam. Tylko mi nie narzygaj na płaszcz, bo zabiję – dodałem, zauważając, że jakiś taki trochę nieswój jest.
- Nawet nie wiesz, jak teraz żałuję tego, że nie chce mi się wymiotować – odparł, a ja uśmiechnąłem się lekko. Szkoda, że jak był trzeźwy, to mi się tak nie odgryzał.
Na szczęście droga do jego domu odbyła się bez żadnych niespodzianek, i przykrych i nie przykrych. Grzecznie zaprowadziłem go do łóżka, pomagając mu nawet wyjątkowo zdjąć buty i płaszcz. Zauważyłem, że naczynia po naszym ostatnim małym świętowaniu nadal stoją na stole, i w sumie wszystko było tak, jak to ostatnio zapamiętałem. Czy on nic nie jadł od dwóch dni? I poszedł pić? To ja się nie dziwię, że go tak wcięło... chyba, że teraz coś w tej nędznej karczmie jadł, no ale pewności nie miałem. Coś mi się jednak wydaje, ze jutro będę pracował sam.
- Nie jesteś jednak taki zły – powiedział na wpół śpiący, kiedy położyłem go do łóżka.
- Jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że mnie nienawidzisz, a teraz, że nie jestem taki zły, i to wszystko przeciągu piętnastu minut... to jest chyba jakieś zachwianie emocjonalne, w ciąży na pewno nie jesteś? – odpowiedziałem żartobliwie, pomagając mu odpiąć guziki jego koszuli, by mu się wygodniej spało, i nagle ten zdecydował się mnie pocałować. Ktoś tu naprawdę mnie chyba lubi. – To nie jest dobry pomysł – powiedziałem, odsuwając go od siebie.
- Ostatnio ci to nie przeszkadzało – bąknął, niepocieszony tym spokojnym rozwojem zdarzeń.
- Ponieważ ostatnio oboje byliśmy pijani, a teraz tylko ty ledwo kontaktujesz i to byłoby paskudne wykorzystanie sytuacji. A ja zasady mam. I strasznie śmierdzisz tanim alkoholem, mam wrażenie, że jeszcze trochę i sam się upiję. W takiej sprawie zgłoś się do mnie, jak już będziesz trzeźwy, a teraz idź spać. Postaram się odwiedzić cię przed pracą – powiedziałem, ale nawet nie miałem pewności, czy to zapamięta. Pewnie niezbyt, no ale żeby jutro rano nie był zaskoczony, jak mu wejdę tu rano zobaczyć, czy jest w stanie pracować, czy nie. I czy czegoś mu nie brak.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz