Nie wierzyłem w to, że niczego tu nie ma. Po prostu czegoś nie dostrzegamy, co jest wielce prawdopodobne. Takie rezydencje są często przepełnione tajemnymi pokojami albo przejściami w ścianach, który czysto teoretycznie mają służyć do ucieczki albo ukrycia się w razie niebezpieczeństwa, na przykład w trakcie włamania. Albo do szpiegostwa swoich gości. Jak chodzi o to drugie przeznaczenie, jest ono obrzydliwe, ale z tym nic się nie da zrobić, zakazać tego nie można.
- Myślałem, że zależy ci na udowodnieniu jego winy – powiedziałem nieprzejęty jego chwilowym załamaniem. Jak dobrze, że ja tu jestem z nim, bo ja tak łatwo się nie poddaję.
- Zależy, ale sam widzisz, że tu niczego nie ma... – odparł, siadając zrezygnowany na krześle.
- Wiesz, że poza wzrokiem mamy jeszcze inny zmysły, prawda? – powiedziałem zdawkowo, obserwując psa, którego bardzo zainteresowała biblioteczka. Zdjąłem rękawiczkę, by zobaczyć, czy nie ma jakiegoś przeciągu i coś faktycznie było czuć. Minimalnie, ale było, a to znaczyło jedno. Gdzieś tu musi mechanizm. To świecznik? Któraś z książek? Znając jego, to pewnie byłaby książka, ale z tego co się orientuję, odkupił ten dwór... zresztą, zaraz się okaże. – Zrobiłbyś w końcu coś pożytecznego i przepytałbyś służbę.
- Już to zrobiliśmy, niczego nie wiedzieli – odezwał się, niespecjalnie przekonany.
- Bo zadawałeś złe pytania. I byłeś za mało przekonujący. Postrasz ich jakimiś formułkami prawnymi, czy coś, znasz się na tym lepiej ode mnie – powiedziałem znudzony, sprawdzając po kolei każdą z książek i... tak. Atrapa książki była mechanizmem. Pies, który podpowiedział mi z ukrytymi drzwiami, nagle wybiegł z pokoju, głośno szczekając i merdając wesoło ogonem, to samo drugi. – Pan na włościach wrócił. Zajmij go najdłużej jak potrafisz, ja zobaczę, co jest na dole. I trzymaj to – poleciłem, podając mu swój miecz.
- Mówiłem ci coś, nie wezmę broni do ręki – powiedział twardo, powodując u mnie głośne westchnięcie irytacji. No co za...
- Jak się boisz, że się skaleczysz, to nie wyjmuj go z pochwy. Będziesz miał czym parować jego ciosy i jak wystarczająco mocno walniesz w głowę, to jeszcze go znokautujesz – poleciłem, już naprawdę mocno zirytowany. Jak on w ogóle chce się bronić, kiedy niczego przy sobie nie ma? To było śmieszne na początku, teraz jest to ekstremalnie głupie.
Haru w końcu go wziął, ale z wielkim obrzydzeniem, jakby rękojeść była ubrudzona w czymś obrzydliwym, albo jakby go parzyła. Jestem pewien, że w życiu nie trzymał w dłoniach szlachetniejszego oręża, ale niech już mu będzie, ważne, że mogę spokojnie zejść na dół, bo właśnie to znajdowało się za ukrytymi drzwiami. Przed zejściem wziąłem ze sobą źródło światła w postaci świecznika, podejrzewając, że może się mi ono przydać. I moje poczucie mnie nie myliło.
Schody były dosyć kręte, dlatego musiałem uważać, by się nie potknąć i nie skręcić karku. Na szczęście długo nie musiałem schodzić, bo już wkrótce dostrzegłem ciężkie drzwi zamykane z zewnętrznej strony na zasuwę. Kiedy męczyłem się z zasuwą, już słyszałem za drzwiami ciche szlochanie. Żywe dowody to najlepsze dowody, jakie mogliśmy tutaj znaleźć.
W środku zastałem dwie młode dziewczyny i kilkuletnią dziewczynkę, której twarz nawet wydała mi się znajoma. Czy to nie jest to dziecko, które Kato odnosił do domu? Dziewczynka była jedynie brudna i przerażona, nie wydawała się mieć żadnych ran. Gorzej ze starszymi, jedna z nich leżała po ścianą, jakby bez życia.
- Spokojnie, nie skrzywdzę was. Jestem tu, by pomóc – powiedziałem miękko, podchodząc do nieprzytomnej ofiary, by sprawdzić, czy jest jeszcze co ratować. Nie chciałem wywołać w nich jeszcze większego strachu, i tak musiały być już bardzo przerażone.
- Czy ona żyje? – spytała roztrzęsionym głosem dziewczyna, cicho pociągając nosem. – On... robił jej takie straszne rzeczy... – bąknęła, będąc na granicy płaczu.
- Jeszcze czuć puls, ale potrzebuje natychmiastowej opieki medycznej. Jesteście w stanie iść? – dopytałem, zerkając w stronę reszty, a te niepewnie kiwnęły głową. – Bierz za świecznik, wychodzimy stąd – poleciłem, biorąc na ręce zziębniętą nieprzytomną. Jak tylko dotrzemy na górę, muszę ją czymś opatulić. I tamte dziewczyny też.
- Ale tam jest potwór – bąknęła dziewczynka, mocno uczepiona strzępków sukienki starszej dziewczyny. Chyba lepiej by było, gdyby przyszedł tu Kato, on się lepiej dogaduje z dziećmi. I z ludźmi. Gdybym wiedział, to bym inaczej to zaplanował. Spokojnie, musisz je uspokoić, i jakoś to będzie.
- Nic się wam nie stanie, obronię was. Ale musimy się jak najszybciej stąd wydostać, bo ona umrze – powiedziałem spokojnie, jednocześnie wywierając na nich małą presję. Nie kłamałem, im dłużej tu jesteśmy, tym mniejsze ma szanse na przeżycie, dlatego muszę się pospieszyć...
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz