Dzisiejszy dzień w pracy rozpoczął się bardzo miłą informacją. Znaczy się, dla każdego innego byłoby to miłe, dla mnie było to lekko niezrozumiałe. Alisha obwieściła mi, że otrzymałem podwyżkę. Za co? Za pracę, która ponoć w ostatnim czasie bardzo dobrze mi szła. Trochę w to nie wierzyłem, bo jak to tak? Nic przecież wielkiego nie robiłem w ostatnim czasie, tylko trochę więcej pracowałem, ale to nie oznacza od razu, że powinienem dostać podwyżkę, przynajmniej moim zdaniem. Próbowałem nawet podjąć z Alishą dyskusję na ten temat, ale jedyne, co usłyszałem, to że taka jest jej wola i koniec. I co ja miałem zrobić? Z królową się nie dyskutuje.
Nie miałem zatem innego wyjścia, jak tylko stanąć na warcie i robić to, co robiłem całymi dniami, czyli pilnować bezpieczeństwa królowej. Myślałem, że tak właśnie będzie wyglądał mój dzień, ot kolejna warta, na której spędzę kolejne kilka godzin, i wrócę do domu znów padnięty, mając dość wszystkiego. Nie będę jednak mógł się położyć, będę musiał się zająć moimi dziećmi, no i pomóc Mikiemu, ale nie tak, jak wczoraj, wczoraj mu praktycznie nie pomagałem, to było paskudne z mojej strony, nie powinienem go tak potraktować. Jakoś tak chciałem mu pomóc, a potem chyba odpłynąłem... nawet nie wiem, kiedy. W jednej chwili byłem na kanapie, a jak otworzyłem oczy to nie dość, że musiałem wstawać do pracy, to jeszcze byłem łóżku. Mam nadzieję, że Miki mnie nie przenosił, jeszcze by sobie kręgosłup uszkodził, bo ja ciężki strasznie jestem.
- Dada! – usłyszałem bardzo dobrze znany mi głos Hany, a już po chwili nawet ją ujrzałem. I nie tylko ją, a i całą moją rodzinę. Co oni tutaj wszyscy robią? Coś się stało? Nie będę ukrywał, troszkę przestraszyłem się tego, że tu wszyscy przyszli.
- Cześć, księżniczko – powiedziałem do mojej córeczki, kucając, by móc ją złapać pod paszki i przytulić do siebie. – Co tutaj robicie? Stało się coś? – postanowiłem ją przepytać, bo Miki i Haru byli ode mnie całkiem daleko, tylko Hana tak szybciutko do mnie przybiegła, ściskając w rączkach maskotkę lisa, którą przyniosłem jej wczoraj.
- Szliśmy cię odwiedzić i ciocię Alishę – powiedziała z uśmiechem na ustach, przytulając się do mnie tak mocno jak pozwalało jej na to drobne ciałko. Więc to tylko odwiedziny... przynajmniej w jej oczach.
- Ciocia Alisha bardzo się ucieszy – powiedziałem, w ogóle w to nie wątpiąc. – Cześć Miki. Wszystko w porządku? Czemu jesteś tak grubo ubrany? Nie przegrzejesz się? – zalałem mojego męża falą pytań, kiedy ten tylko pojawił się bliżej mnie. Trochę się zmartwiłem, że może mu zimno było, ale nawet nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe. No ale z jakiego innego powodu by się tak ubrał...? – Czy jesteś chory? Mam wracać do domu? – dopytywałem dalej, nie dopuszczając go do głosu.
- Tak, Sorey, wszystko w porządku. Ubrałem się tak grubo, by ludzie się na mnie nie patrzyli. Nie, nie przegrzeję się, spokojnie. Nie jestem chory i nie musisz wracać do domu. To chyba były wszystkie pytania – odpowiedział Mikleo z delikatnym uśmiechem, a następnie stanął na palcach, by móc pocałować mnie w policzek. – Przyszliśmy do Alishy. No i też Hana bardzo chciała cię odwiedzić – wyjaśnił, biorąc na ręce Haru, którego strasznie interesował bardzo kruchy wazon.
- Alisha jest u siebie, możecie wejść – odparłem, chcąc postawić Hanę na ziemi, ale dziewczynka absolutnie nie chciała mnie puścić. – Księżniczko, musisz mnie puścić, tatuś musi wracać do pracy – dodałem spokojnie mając nadzieję, że mała mnie posłucha, niedługo będę musiał odbyć swój rutynowy patrol po zamku i chociaż miło było ich zobaczyć, teraz jestem w pracy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz