Haru był dzisiaj wyjątkowo skwaszony, czego nie do końca zrozumiałem. W końcu zrobił dobry uczynek, uratował dziecko, które rodzice pewnie za jakiś czas znów wyrzucą, bo nie stać ich na utrzymanie wielodzietnej rodziny i któreś z dzieci trzeba się pozbyć... Ale chyba nie wiedział o tym drobnym fakcie. No nic, ja go tam uświadamiać nie będę. Niech dalej dostrzega w ludziach dobro i wierzy w nich. To nawet całkiem urocze myślenie, godne niewinnego dziecka. A w tym momencie niewinnych dzieci nie jest tak dużo, jak mogło by się wydawać, już zwłaszcza na ulicach.
– Powinieneś przestać się tak kwasić – powiedziałem, notując sobie lokalizację kawiarni. Na pewno nie będzie to perfekcyjna kawa palona z najlepszych ziaren... Ale chyba będę musiał się przyzwyczaić. Albo poszukać czegoś lepszego na własną rękę. Chociaż... ja to nie myślę jednak czasem. Powinienem się Suzue spytać, w końcu ona się zna, dużo po mieście chodzi o korzysta z takich rzeczy. Za późno pomyślałem, to pewnie przez tę porę dnia, nie jestem do niej przyzwyczajony, ale jeszcze kilka takich poranków i będzie ze mną lepiej. I będę mógł go jeszcze bardziej wkurzać. – I się wyspać.
- Och? A to niby dlaczego? – dopytał sarkastycznym tonem, unosząc jedną brew.
- By lepiej wyglądać. Przystojny mężczyzna powinien dbać o swój wygląd, a jak tak się ciągle kwasić będziesz, to jeszcze mi się to udzieli. A to byłaby dla tego miasta wielka strata – wyjaśniłem, poprawiając machinalnie swoje włosy. Głupi wiatr. Psuje mi całe moje ułożenie włosów.
- Po takim wytłumaczeniu mam jeszcze większą ochotę, by to robić – stwierdził, a ja jedynie uniosłem brew. Co za dzieciak.
- Twoja wola. Czekaj chwilę, wezmę nam coś – poleciłem, skręcając w ulicę, w którą mi kazał wcześniej. Mi się kawa przyda, jemu ewidentnie też, więc niech już coś tam ma od życia. Kawa, co prawda, nie uratuje tych jego okropnych worów pod oczami, ale może będzie bardziej skłonny do rozmowy, które nawet zabawne są.
Po kilku minutach już byłem z powrotem z dwoma kubkami. Ta kawa nie była jakoś tragicznie zła, ale nie ma nawet porównania do tej domowej... ale czy uda mi się znaleźć coś równie dobrego? Wątpiłem. I tak dopytam się Suzue, bo jak te przerwy dalej będą tak nudne, to muszę coś sobie do fajnego do roboty znaleźć.
- Nie chcę od ciebie niczego – burknął, patrząc na mnie z podejrzliwością. Czy on myśli, że ja coś podstępnego zrobiłem i coś tu dodałem? To już chamskie by było. Wolę go irytować sobą samym, a nie go narkotyzować.
- Zwykła kawa, z odrobiną śmietany i jakimś słodkim syropem. Z tego co mówiła ta przemiła pani, ponoć twoja ulubiona – wyjaśniłem, dalej trzymając rękę z wyciągniętym kubkiem.
- I jaki masz w tym interes? – dopytał, dalej nieprzekonany. Czy ja mu kiedykolwiek zrobiłem coś, przez co mógłby mi teraz nie ufać? Nie wydaje mi się. Zachowuję się przecież bardzo przystępnie w jego towarzystwie. I jakoś tak za miło.
- Jesteś strasznie markotny, a to nudne. No już, bo wyglądam jak idiota – pospieszyłem go, mając trochę dosyć tak stać.
- Przynajmniej się w jednym zgadzamy – przyznał, w końcu biorąc ode mnie kawę.
- Tą straszną chorobą zaraziłem się od ciebie – odbiłem piłeczkę, musząc mieć ostatnie słowo, to nie w moim stylu tak odpuszczać w słownych przekomarzaniach.
<Panie Kato? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz