Mikleo miał trochę racji, zawołać go mogłem, ale czy chciałem? Niekoniecznie. Na pewno dużo sprawiłem mu kłopotu i teraz chciałem tylko tego, by go trochę odciążyć. A zejście po schodach nie było aż takie jakoś bardzo straszne. Owszem, chyba ze dwa razy miałem wrażenie, że zaraz runę z tych schodów jak długi, ale nie runąłem. I tylko to się liczy. Nie mówiąc o tym, że Mikleo na pewno będzie potrzebował pomocy przy sprzątaniu po dzieciach, i ja mu w tym pomogę. Choćbym miał się czołgać.
- Nie chciałem cię kłopotać – przyznałem chcąc się skierować do kuchni. Mikleo to zauważył i oczywiście chwycił mnie pod ramię, prowadząc do pomieszczenia. – I sam bym dał radę tu dojść – dodałem, odrobinkę się oburzając tym, że musi mi pomóc nawet w tak błahych sprawach.
- Na pewno byś dał, ale i tak szedłem w tym kierunku, więc ci trochę pomogłem. Siadaj, zaraz dam ci trochę rosołu. Chcesz koc? – dopytał, sadzając mnie na krześle.
- Jeszcze ubrudzę. Albo dzieci ubrudzą – powiedziałem, ciężko oddychając. Znowu się zmęczyłem, a nawet nie wiem, czym. Przecież nic nie zrobiłem... pewnie się za bardzo rozleniwiłem. I to dlatego. Jutro będzie lepiej, wierzyłem w to i się tego trzymać będę.
Zjadłem więc rosół, który był przepyszny, a kiedy tylko to zrobiłem, trochę pomogłem Mikleo przy dzieciach. Trochę, bo jedyne, co zrobiłem, to wytarłem buzię naszych pociech i blat z rosołu, nim Miki zabrał mi ścierkę z ręki i kazał przestać. Troszkę się chciałem z nim porozmawiać na ten temat, ale kiedy spojrzał na mnie tym stanowczym wzrokiem, to trochę straciłem wolę walki. Mikleo najpierw zaniósł dzieci do salonu, a następnie pomógł mnie dotrzeć na kanapę.
- Na pewno nie wolisz położyć się na górze? – zapytał, kiedy położył mnie na kanapie.
- Chcę być tu z wami – powiedziałem, opierając plecy o oparcie, czując się całkowicie wypruty z siły. I to było najgorsze. Nie robię nic poza leżeniem i siedzeniem, i co? I zmęczony jestem. Przez co? Nie mam pojęcia. Jednak nie rozumiem swojego ciała ani trochę.
- Jak chcesz. Tylko zanim coś będziesz chciał zrobić, albo jak cokolwiek będziesz chciał, to wołaj, dobrze? – dopytał, a ja kiwnąłem głową. Jeszcze nie byłem pewien, czy będę go informował, ale się to jeszcze okaże.
Mimo, że bardzo chciałem mu pomagać w ogarnięciu domu, nie miałem siły. A skoro nie mogłem mu pomóc w sprzątaniu, to postanowiłem zająć się dziećmi, które także chciały mojej uwagi. Z tego też powodu zsunąłem się z kanapy siadając na ziemi tak, by dalej móc opierać się o kanapę. Bliźniaki jak zwykle gadały po swojemu, pokazując mi zabawki, a ja, mimo tego, że nic nie rozumiałem, zajmowałem się nimi najlepiej, jak potrafiłem, przy okazji zastanawiając się, co ja tam wczoraj robiłem.
Po wysprzątaniu kuchni Mikleo wrócił do salonu, ciężko wzdychając na mój widok, czego nie rozumiałem. Ja wiem, że ledwo żyłem, ale nie mogłem zaniedbać dzieci. Wczoraj chyba nie byłem najlepszym ojcem, przynajmniej tak podpowiadała mi moja beznadziejna pamięć.
- Miałeś odpoczywać – zauważył słusznie Miki, siadając obok mnie na podłodze.
- Miałem. I wypoczywam. Zajmując się dziećmi – powiedziałem, siląc się na lekki uśmiech, który zaraz znikł. – Ja... nie za bardzo pamiętam, co wczoraj się działo. Ale wiem, że byłem okropny, i przepraszam za to bardzo. Nie wiem, co się ze mną dzieje – przyznałem cicho, strasznie zmartwiony swoim zanikiem pamięci i zawstydzony swoim wczorajszym zachowaniem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz