Kładąc maluszki spać, ucałowałem w czółka, dostrzegając męża, który wszedł do pokoju, maluchów chcąc sprawdzić, jak idzie mi położenie ich spać.
- Cii śpią - Szepnąłem, do męża pomagając mu zajść do sypialni, gdzie pomogłem się przebrać w ciepłe ubrania, rozpaliłem w kominku i położyłem się z nim na łóżku, wtulając w jego ciało, nakrywając porządniej kocami, sobie natomiast oszczędzając tego ciepła, nie chcąc go aż tak znosić, dla męża mogłam się poświęcić, ale nie chciałem ugotować się pod tyloma warstwami pościeli i koców.
- Nie jest ci tu za ciepło? Może jednak otworzę okno i pójdę na dół do salonu? - Zaproponował, a ja pacnąłem go od razu w ten tępy łeb, ciężko przy tym wzdychając.
- Nie gadaj już głupot, lepiej idź już spać, bo jak jesteś śpiący, to gadasz głupoty - Odezwałem się, do męża wtulając w jego ciało, cicho ziewając. - Dobranoc - Powiedziałem, chowając się w jego ramionach, chcąc już tylko pójść spać, mając nadzieję, że tej nocy Sorey nie będzie miał koszmarów, a nawet jeśli tak się stanie, jestem tu po to, aby go wesprzeć w tym problemie tak jaj robiłem to zawsze, gdy tylko potrzebował mojej pomocy.
Sorey tej nocy wyjątkowo spał jak zabity, całą noc czułem, że mocno się do mnie przytulał, co chyba pomagało mu się wyciszyć, a i mi przyznam lepiej się spało, gdy przytulał mnie do siebie.
Rano, gdy tylko słońce powoli wspięło się na niebie, otworzyłem oczy, dostrzegając brak męża obok. Wdychając cicho, troszeczkę się zmartwiłem, myśląc o tym, czy aby na pewno ma na tyle siły, aby wrócić do pracy, wierzyłem w jego możliwości, dlatego nie martwiłem się o niego, skoro już przespał porządnie całą noc to i na pewno czuję się dużo lepiej, a ten fakt był dla mnie zdecydowanie najważniejszy.
Oby tylko naprawdę czuł się lepiej, bo nie chcę znów martwić się o niego i o to, co się z nim stanie z powodu drastycznego wychłodzenia.
Mając cichą nadzieję, że po powrocie do domu będzie czuł się lepiej, wstałem z łóżka, rozciągając się leniwie, zastanawiając się, czy aby na pewno chce mi się już wstać, było wcześniej, dzieci spały, a ja nie za bardzo miałem ochotę wstać z łóżka, dobrze mi było tu w łóżku, gdzie było mi tak wygodnie i ciepło. Chociaż co do tego ciepła nie do końca byłem przekonany.
W końcu jednak musiałem wstać, dzieci, które już się obudziły, głośno mnie o tym poinformowały, potrzebując mojej uwagi.
Nie mogąc każąc im, zbyt długi czekać, musząc do nich iść przebrać z brudnych pieluszek i założyć im nowe przebierając w czyste i pachnące ubrania, zanosząc do salonu, gdzie jak zawsze dzieci świetnie się ze sobą bawiły, a ja przygotowałem im posiłek, który nałożyłem, pomogłem zjeść, aby za bardzo nie brudziły, a i tak mając co robić, gdy już maluchy zjadły. Mimo mojej pomocy wszędzie było brudno, ach te maluchy i jak tu ich nie kochać.
Nie gniewając się na nich, bo i nie było za co, zabrałem się do pracy, robiąc to, co zwykle. Nie mogąc się już doczekać powrotu mojego męża do domu, i sprawdzenia jak się dziś czuje.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz