Tego akurat można było się spodziewać, nikt po takiej traumie nie chciałby znowu rozdrapywać starych ran. Opowiadając, co tak naprawdę działo się w tamtej sytuacji, dlatego właśnie rozumiałem, że mój mąż nie chciał o tym mówić, pragnąć tylko o tym zapomnieć tak jak kiedyś ja.
- Porozmawiam z mężem na ten temat - Odezwałem się do Gwardii nie chcąc do niczego zmuszać męża, a i aby Gwardia nie czekała dłużej, niż jest to konieczne. Porozmawiamy na spokojnie i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mężczyźni próbowali namówić mojego męża do złożenia zeznać obciążających mężczyznę. Sorey jednak nie chciał z nimi rozmawiać, zapierając się rękoma i nogami przed pójściem i złożeniem zeznań.
- W porządku proszę skontaktować się z nami, gdy będziecie gotowi, proszę się z nami skontaktować - Poprosił, strażnik nim opuścił nasz dom, pożegnał się, z nami prosząc, aby mój maż to przemyślał i zgłosił się do straży.
Gwardia królewska opuściła nasz dom, pozostawiając samych, dając nam czas na przemyślenia.
- Chcesz o tym porozmawiać? - Zapytałem, zerkając na męża, który odrobinkę trząsł się ze strachu, nic w tym dziwnego, przeżył istne piekło, a ja rozumiem go jak nikt innych.
- Nie chce, wole o tym nie rozmawiać, chce zapomnieć i już nigdy o tym nie mówić - Wyjaśnił, starając się udawać szczęśliwego, mimo że nie był, a ja doskonale to dostrzegałem. Martwiłem się o niego, nie chcąc, aby psychicznie cierpiał.
- Rozumiem, do niczego cię nie zmuszam, ale wiesz, jeśli będziesz chciał pogadać, daj znać, ja zawsze cię wysłucham - Wyznałem, uśmiechając się najcieplej jak tylko byłe w stanie.
Mój mąż kiwnął delikatnie głową, przytulając się do mnie, delikatnie całując nie w czoło.
- Kocham cię - Wyszeptałem, patrząc mu prosto w jego rubinowe oczy.
- I ja ciebie kocham moja mała owieczko - Wyszeptał, głaszcząc po plecach. Sprawiając, że mruczałem cicho z zadowoleniem.
Starałem się, aby reszta dnia przeminęła nam spokojnie. Chciałem, aby Sorey nie myślał o tych feralnych wydarzeniach, nie chce w końcu, aby się bał, nie chce, aby cały czas patrzył za siebie, nic się już nie stanie, już nigdy nic się u nie stanie mogę mu to obiecać.
Sorey mimo wszystko wydawał się spięty, co martwiło mnie jeszcze bardziej, tak bardzo chciałem mu pomóc, tylko nie miałem pojęcia, jak mam to zrobić, gdy on sam nie chce mojej pomocy.
Starając się, jak tylko mogłem, robiłem wszystko, aby nie zaprzątał sobie głowy wszelakimi problemami, chcąc z nim porozmawiać od razu po położeniu dzieci spać.
- Sorey, dobrze się czujesz? - Zapytałem, gdy tylko wyszliśmy z pokoju naszych dzieci.
- Tak, oczywiście, że tak, dlaczego by nie miało być? - Zapytał, dobrze kryjąc to, że się boi i, że nie wie, co w tej sytuacji ma zrobić.
- Jesteś pewien? Widze, że chodzisz spięty i taki nie do końca swój, chcesz może porozmawiać o tamtym mężczyźnie? Może, gdy wyrzucisz to z siebie, poczujesz się lepiej - Zaproponowałem, chwytając jego dłoń, zatrzymując na chwile przy sobie.
- Nie chce o tym rozmawiać - Powiedział, wyciągając swoja dłoń z mojego uścisku, nie koniecznie chcąc na mnie w tej chwili patrzeć. No dobrze, skoro nie chce, nie będę go do niczego zmuszać.
- Położymy się? - Zapytałem, proponując wspólny odpoczynek po tym ciężkim dla nas dniu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz