Słysząc słowa mojego męża, zrobiło mi się trochę przykro. Ja tylko chciałem dla niego dobrze, nie chciałem jego krzywdy, a mimo to widzę, jak bardzo mój mąż jest na mnie obrażony, za to, że się martwię.
Postanowiłem więc, że nie będę się już do niego odzywał, to nie miało w końcu najmniejszego sensu, jest na mnie obrażony. A ja nie chcąc się z nim kłócić, po prostu odpuściłem.
Jeżeli ma się właśnie w taki sposób zachowywać to lepiej, żeby nie mówił do mnie już nic.
Odwracając od niego wzrok, wróciłem do zszywania dziur z ubranek naszych dzieci, które na potęgę nie tylko brudziły, ale i robiły dziury w ubraniach, szorując kolanami po ziemi.
Skupiony na zszywaniu ubrań zerkałem co jakiś czas na męża i dzieci, nie odzywając się ani słowem, aby znów nie usłyszeć, że nie wierzę w jego możliwości, że jest za słaby moim zdaniem, że potrafi, więcej niż mi się wydaje, nie mówiąc już o innych słowach, które na pewno by padły, gdyby zdenerwował się jeszcze bardziej.
Sorey zajmował się dziećmi, nawet nie racząc na mnie spojrzeć, a i ja specjalnie nie zwracałem jego uwagi.
Zajęty pracami domowymi zrobiłem obiad, dla dzieci pozostawiając maluchom jedzenie w swoich małych rączkach.
Może i będę miał sprzątanie, ale wiem, że dzięki nauce samodzielności nasze dzieci dadzą sobie w przyszłości radę bez naszej pomocy.
Tak jak podejrzewałem, tak też się stało, dzieci wybrudziły nie tylko siebie, krzesełka ziemię dosłownie wszystko, co było wokół nich, ale czy powinienem iść za to winić? Niekoniecznie w końcu to dzieci muszą się uczyć.
Oddając dzieci ewidentnie wykończonemu mężowi, który oczywiście twierdził, że czuł się doskonale, a ja nie wierząc mu ani troszeczkę patrzyłem na niego z pobłażaniem, ale nie mówiłem nic, niespecjalnie chciało mi się kłócić tak upartym osłem, tylko niech później nie przychodzi i nie mówi, jak bardzo źle się czuję, bo w końcu się tak stanie, ale po co mnie słuchać? Najlepiej udawać silniejszego niż się jest.
Nie zwracając na niego uwagi, tak jak sobie tego rzeczy robiłem to, co do robienia miałem dając mu udowodnić samemu sobie, że da radę, bo jeśli on stara się mi coś udowodnić, to jest jeszcze głupszy, niż kiedykolwiek podejrzewałem.
W końcu dzień dobiegł końca, dzieci poszły już spać, a i Sorey powinien to zrobić, ale po co najlepiej pomagać mi w pracach domowych, z miną której oglądać nie chciałem.
- Idź już spać, widzę przecież, że jesteś zmęczony - Odezwałem się po całym dniu milczenia i szybko tego pożałowałem.
- Nie jestem zmęczony, przestań traktować mnie jak małe dziecko, które nie wie, na co je stać - Gdy to powiedział, zacisnąłem dłonie w pięść, mając już dość jego fochów i dziecinnego zachowania.
- Wiesz co, jeśli masz zamiar tak się do mnie odzywać, to lepiej nie mów już do mnie nic. Rób, co chcesz, jesteś dorosły - Odezwałem się, mając już dość tego, jak się zachowuje, musiałem wyjść na dwór nad jezioro, gdzie mogłem odpocząć, gdzie mogłam pozbierać myśli, nie muszą znosić fochów i min obrażonego bóg wie, za co męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz