Musiałem mocno zastanowić się nad tym, co właściwie je taki słodki lisek, gdyż niezbyt miałem o tym pojęcie, no bo skąd miałbym to wiedzieć? W życiu nie opiekowałem się lisem, i w tym i w tamtym życiu. Znaczy, w tym na pewno, a w tamtym? Nie miałem pojęcia, ale nic mi w ogóle nie świtało. Cóż, lisy to chyba drapieżniki, więc jedzą mięso. Ale to mam to mięso przygotować jak dla lisa, tak na surowo? Czy jak dla człowieka? Nie chciałbym mu zaszkodzić, bo wtedy nie miałbym pojęcia, jak mu pomóc. Nadal nie mam pojęcia, jak mu pomóc. Muszę zajrzeć do Lailah. I kupić więcej jedzenia. I nie wpuszczać Lucky’ego do domu, bo już zauważyłem, że troszkę tu go coś ciekawiło. Skoro ja nie rozpoznałem Mikleo w lisku, to on może też go nie rozpoznać i zaatakować. Albo go rozpozna i będzie się chciał bawić, a on jest znacznie większy, i potężniejszy, i może mu krzywdę zrobić. Dlatego lepiej będzie, jak będą sobie osobno.
- Poczekaj chwilkę, coś ci zrobię – poprosiłem, decydując się na przygotowanie ryżu z mięsem i warzywami oraz bulionem, czyli coś, co całkiem często dostają nasze zwierzaki. Mam nadzieję, że nie będzie to zbyt uwłaczające dla mojego męża, no ale sam nie wiem, jak go traktować, bardziej jak lisa, czy też bardziej jak człowieka... No cóż, najwyżej opierdzieli w tym swoim śmiesznym lisim języku. To zabawne było, jakby chichotał. Nie wiedziałem, że liski się tak odzywają. Niesamowite, że każdego dnia uczymy się czegoś nowego. – Chcesz to zjeść przy stole, czy na podłodze? – zapytałem, nakładając mu porcje na miseczkę. Mój lisi Miki położył przednie łapki na stole, patrząc na mnie wyczekująco, dlatego postawiłem miseczkę na stole.
Miki jadł, a ja musiałem zająć się dziećmi. Najpierw postanowiłem je wykąpać i przebrać, co było małym wyzwaniem, tak wykąpać ich dwoje na raz. Wcześniej, jak byli mniejsi, jakieś to łatwiejsze było, bo i grzeczniejsi byli, i jacyś mniejsi, i łatwiej było je umyć... teraz więcej się bawiły, rozlewały wodę, zalewając i podłogę, i mnie, musiałem uważać maksymalnie, kiedy myłem ich główki, przebieranie ich było okropne... ale wyszedłem z wprawy, jak chodzi o opiekę nad dziećmi. Miki to jest jednak niesamowity.
Jak już wszystko było gotowe, zabrałem dzieci do salonu, gdzie czekały na nich zabawki, i Miki, który już zjadł. Tylko co on robił w salonie? Dzieci przecież go wymęczą, i on chyba o tym wie, nie jest głupi. Dlaczego więc tu jest?
- Może lepiej idź do sypialni, czy coś, bo dzieci cię zamęczą – zaproponowałem, sadzając nasze maluchy na podłodze. Na moje słowa Mikleo potrząsnął przecząco swoim uroczym łebkiem, a ja uznałem, że wie, o co robi.
Później wróciłem na górę, musząc ogarnąć łazienkę po kąpieli bliźniaków, a później musiałem zejść na dół, by posprzątać owsiankę, którą rozwaliły dzieciaki. Kotki trochę mi pomogły i co nieco zlizały, ale nawet jak to zrobiły, to i tak musiałem umyć blaty, by żadnych bakterii nie było, bo jeszcze dzieci zachorują, ale już i tak mi się wydaje, że jakąś odporność mają dzięki temu, że od najmniejszego żyją ze zwierzakami. Ale i tak wolę nie ryzykować. A jak już posprzątałem, najwyższa pora zajrzeć do Lailah, i spytać się, o co tu chodzi. A jak wrócę obiad. I muszę zająć się dziećmi przez cały czas. I Mikim. Mój Boże, jak ja to teraz wszystko ogarnę?
- Miki, musimy pójść z tym do Lailah. Nie chcę, byś przez resztę swojego życia był liskiem, nawet jak jesteś słodziutki i puchaty – powiedziałem, przynosząc dzieciom ich malutkie płaszczyki. Jak dobrze, że potrafią chodzić, to przynajmniej nie będę musiał ich cały czas trzymać na rękach. Zrobię to dopiero, jak do miasta dotrzemy, by ich nie zgubić przypadkiem. Gdyby Miki tu był, byłoby mi znacznie łatwiej... no ale wtedy nie musiałbym iść do Lailah.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz