Podczas kiedy Haru się ogarniał w łazience, ja postanowiłem przygotować nam po kawie. Za jedzenie wolałem się nie brać, on był w tym znacznie lepszy i niech tak zostanie, za to napój gorący już zrobić mogłem. Nawet zapamiętałem, jaką kawę lubi, z mlekiem i syropem słodkim, i dokładnie taką ją zrobiłem. Niby powinienem to wszystko zostawić na jego barkach, no ale jeszcze by się do pracy nie wyrobił. Zawsze wstaje tak późno? I jak on z tym wszystkim zdąża? Pewnie śniadania nie je, a to trochę niezdrowe, tylko weź to mu przetłumacz. Przedziwny z niego człowiek. W jednym momencie ma mnie dosyć i nie może się doczekać, aż opuszczę jego dom, by zaraz w następnym pogłębiać pocałunek i zaciągać mnie do łóżka. I jeszcze prosząc, bym został na noc. Tą prośbą wczoraj bardzo mnie zaskoczył. No ale czy narzekałem? Absolutnie nie. Byłem troszkę wymęczony po seksie, więc nie za bardzo chciało mi się gdziekolwiek iść, i wspaniały pan Kato mnie od tego ocalił.
- Zrobiłeś kawę? – usłyszałem jego zaskoczony głos, na co delikatnie zmarszczyłem brwi. Ja wiem, że prac domowych się nie podejmuję, bo mam od tego ludzi, no ale bez przesady, proste rzeczy zrobić potrafię. Do kominka jednak dokładać nie będę, bo łatwo mogę się ubrudzić. Podczas przygotowywania kawy ubrudzić się znacznie trudniej.
- Zrobiłem kawę. A ty zrób jakieś śniadanie, nie chciałbym się spóźnić do pracy po tak długiej przerwie – odpowiedziałem, stawiając oba kubki na stole. Musiałem jeszcze przecież ułożyć włosy, nie mogłem wyjść w takich nieułożonych włosach, jak mnie ludzie będą postrzegać? Jak jakiegoś gówniarza. Nie wiem, co Haru się w tym podobało.
W międzyczasie kiedy ja zajmowałem się ułożeniem włosów, Haru zrobił nam śniadanie znacznie porządniejsze niż jakieś kanapki na szybko. I bardzo dobrze, miałem dosyć tych głupich kanapek. Nie miałem jednak do niego żadnych pretensji o takie śniadania. Nie wiadomo, kiedy bym wstał, no a kanapki zawsze dobre będą. Za to omlet, który dzisiaj przygotował... bardzo miła odmiana. Powinienem częściej robić takie śniadania.
Mimo, że na dworze było przyzwoicie ciepło, ja i tak porządnie opatuliłem się płaszczem i założyłem na dłonie rękawiczki. Najgorzej nie było, ale najcieplej też nie. Zresztą, to nie miało żadnego znaczenia, bo i tak cieszyłem się, że w końcu mogłem wrócić do pracy. Z tego co wiedziałem, to Bunta jeszcze nie trafił na szubienicę, ale proces Akiry niedawno się rozpoczął. Ciekawe, kiedy zostaniemy wezwani w charakterze świadków... z chęcią opowiem wszystko, co wiem, by trafił na stryczek.
- Jakieś postępy w kwestii Bunty? – zapytałem, kiedy wspólnie kierowaliśmy się w stronę koszar. To była dla mnie zupełna nowość, do pracy zwykle chodziłem sam.
- Żadnych. Facet nie chce nic mówić, nieważne, jakbym mocno mu nie przywalił – przyznał zrezygnowany. Czyli musi mieć mocne plecy...
- Może byłeś za delikatny – zasugerowałem żartobliwie, w całkiem dobrym humorze, bo czemu nie miałbym się cieszyć? W końcu wróciłem do pracy, miałem wczoraj bardzo satysfakcjonujący stosunek, zjadłem porządne śniadanie... nic, tylko się cieszyć.
- Za delikatny to chyba byłem wczoraj dla ciebie – odpowiedział złośliwie, na co też się lekko uśmiechnąłem. Nie był delikatny, ale kiedyś po kąpieli był znacznie bardziej zaborczy. Po tym stosunku nie byłem jakoś bardzo obolały. – To są chyba jakieś żarty – dodał, kiedy weszliśmy do koszar.
Początkowo nie wiedziałem, o co mu chodzi, dopóki nie zobaczyłem, jak w naszą stronę, czyli w stronę wyjścia, zmierzał poobijany, rosły mężczyzna, który masował sobie nadgarstki. Kojarzyłem go skądś... Bunta? Chyba tak. Widziałem go tylko raz, jak obudziłem się po dostaniu w głowę od jednego z jego zbirów, więc trochę taki niewyraźny byłem. I on też. No ale to musi być Bunta, inaczej Haru raczej by tak nie zareagował.
- Do zobaczenia – rzucił w stronę mojego partnera, kiedy przechodził obok nas. Na dźwięk jego głosu drgnąłem lekko. Byłem pewien, że pierwszy raz powinienem słyszeć jego głos, bo przy mnie się pierwszy raz odezwał, ale... gdzieś go słyszałem. Tylko gdzie? Twarzy w ogóle nie kojarzyłem, ale głos już jak najbardziej...
- Ktoś musiał kaucję wpłacić. I to dosyć sporą – powiedziałem cicho, kiedy Bunta opuścił teren koszar. Ciężko będzie go znów wtrącić do lochu, trzeba będzie najpierw odkryć, kto go wypuścił... a to miał być taki miły dzień.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz