Sorey zdecydowanie przesadzał, przecież logiczne było to, że nie będzie od razu pisał jak mistrz, na to potrzeba czasu, a nie jednego dnia i mam nadzieję, że w końcu to zrozumie.
- Sorey kotku nie od razu wszystkiego da się nauczyć, daj sobie czas - Odezwałem się, chcąc być jego wsparciem w tej trudnej dla niego chwili, to przecież tylko nauka, nie może być zawiedziony już na samym początku gdy jeszcze tyle nauko przed nim.
Sorey westchnął cicho, patrząc na kartkę, próbując jeszcze raz napisać swoje imię.
- Widzisz, im więcej będziesz ćwiczyć, tym lepiej będzie ci to wychodziło - Odezwałem się, całując go w czubek głowy, widząc jak świetnie sobie radzi.
- Szkoda tylko, że nie wychodzi już teraz - Mruknął, niepocieszony wszystko chcąc mieć od razu, a tak się nie da i chyba powinie to wiedzieć, nie jest już takim małym chłopcem, chociaż z drugiej strony trochę takim dzieckiem jest, gdyby spojrzeć na to z punktu widzenia anioła to taki mały chłopiec, nie żebym i ja był dorosły w ich oczach, chociaż wciąż jestem bardziej dojrzały od niego samego.
- Daj spokój, w końcu się nauczysz, ja w ciebie wierzę - Odezwałem się, nie chcąc, aby się już tym przejmował, nauczy się kiedyś na pewno. - I nie, nie mów mi już nic więcej o tym, skup się na nauce, a nie na tym, że czegoś nie umiesz - Dodałem, widząc jego minę, która mówiła mi więcej niż tysiące słów.
Sorey westchnął ciężko, finalnie nie mówiąc już nic, niech lepiej ćwiczy, a nie gada, z tego nic pozytywnego akurat nie wyniknie.
Mój mąż jeszcze chwilę się pomęczył, w końcu mając już dość ćwiczenia swojej pisowni, no tak w końcu musiało to nadejść, nie można też całymi dniami się uczyć to nie zdrowe i doskonale o tym wiem.
- No dobrze, pora zjeść kolacje, umyć maluchy i położyć spać - Odezwałem się, zabierając od niego wszystkie przedmioty, którymi się teraz bawił, dając mu dziecko, które miał nakarmić co i ja planowałem zrobić z drugim, nie chcąc, aby wszędzie znajdowało się jedzenie, wolałem karmić maluchy, nie chcąc pół nocy sprzątać po tych małych diabełkach.
Maluszki najadł się troszeczkę, przy okazji ukazując nam swoje foszki. Za to, że nie pozwalamy im jeść samym, no nic, jeden raz będą musiały to przeżyć.
Nie zwracając uwagi na ich gorszy humor, zabraliśmy dzieci do łazienki, gdzie zażyły kąpieli idąc po niej prosto do łóżka.
- Chcesz im przeczytać bajkę na dobranoc - Zapytałem, trzymając w dłoni książeczkę, którą często któreś z nas im czytało.
- Chętnie - Zgodził się, biorąc ode mnie książeczkę, siadając w fotelu, zaczynając czytać książeczkę dzieciom.
Zasłuchany siadałem obok męża, wsłuchując się w jego głos, który był wręcz stworzony do czytania dla małych dzieci.
Zafascynowany wpatrywałem się w niego, jak w obrazek słuchając stronę za stroną, zerkając na dzieci, które już dawno spały a mimo to Sorey wciąż czytał, orientując się dopięto później, znacznie później odkładając książkę na bok.
- Śpią chodź - Odezwałe się do mnie cicho wyciągając w moją stronę dłoń, którą uchwyciłem, wychodząc cichutko z pokoju, nie budząc naszych maluchów. - Chciałbyś może coś teraz zrobić? - Zapytał cicho, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Tak, chciałbym wspólną kąpieli, przygotujesz nam? Proszę - Wyszeptałem, stając na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz