Podczas, kiedy Mikleo przygotowywał nam wszystkim obiad, ja zajmowałem się wszystkim innym. Trzeba było zająć się dziećmi, i tu zwierzakami, by nikt mu tam nie przeszkadzał. Później ja oczywiście posprzątam po wszystkim, by mój Miki za długo w kuchni siedział, bo to jednak nie jest przyjemność. Niestety, zanim będzie mógł odpocząć minie trochę godzin. Tyle dobrego, że dzisiaj był dosyć spokojny dzień, wczoraj było zacznie gorzej, bo trochę sobie pochodziliśmy po mieście, i jeszcze trzeba było ponosić nasze maluchy, bo przecież były zmęczone i nie mogły iść same... swoją drogą nie wiem, czemu Miki mnie się dzisiaj czepiał. Przecież moja księżniczka była zmęczona, to jak ja miałem jej pozwolić chodzić? Zresztą, Hana nie ważyła aż tak dużo. Skoro mojego Mikleo potrafię bez problemu podnieść i nosić, no to co dopiero taką malutką kruszynkę, jaką jest moja dziewczynka.
Kiedy obiad był gotowy, tak jak zawsze zaprowadziłem dzieci do kuchni, posadziłem na krzesełkach, a kiedy już zjadły, zająłem się doprowadzaniem kuchni do porządku. Tutaj był największy stół, więc będzie najwygodniej uczyć się pisać tutaj. Nie do końca wiedziałem, czy jest w tym sens, no bo nawet jak jednak sobie przypomnę, jak się pisze, to i tak nie napiszę żadnych zaproszeń, no bo będą one brzydkie. Miki na pewno napisze je ładniej... no ale i tak dobrze byłoby posiadać taką umiejętność, więc nauka mi się przyda.
- A to po co ci aż tyle tego? – dopytałem, kiedy zauważyłem, że Mikleo przyniósł troszkę więcej papieru. Czyżby uważał, że będę tak beznadziejny, że zapiszę ten cały papier, zanim się nauczę... a to jednak był mądry ruch z jego strony.
- Dla dzieci, bo pewnie zaraz tutaj przyjdą i też będą chciały, to sobie od razu troszkę porysują – odpowiedział, stawiając na stole kredki dla maleństw, a następnie podał mi pióro oraz buteleczkę z atramentem. – No, więc pisz.
- Ale... co? I jak? – zapytałem, biorąc jedną z kartek, mając kompletną pustkę w głowie. Czytać potrafiłem, no ale pisać? Nigdy nie próbowałem, bo w sumie nie musiałem, więc się nie interesowałem.
- Może swoje imię? – zaproponował, no ale nawet nie miałem pojęcia, jak zacząć. – No dobrze, zaczniemy od początku, wypiszę ci na górze alfabet i na podstawie tego będziesz pisać.
I w ten sposób minęła mi reszta dnia, na nauce pisania co było... całkiem trudne. Jakieś takie koślawe mi te litery wychodziły, to łączenie ich też jakoś tak u mnie dziwnie wyglądało. Mikleo, widząc, że trochę opornie mi idzie, w międzyczasie zaczął sam wypełniać zaproszenia. Dzieci też do nas przyszły, chcąc porobić to, co tatuś, no i ten sposób z całą rodziną spędzaliśmy wspólnie czas. Bliźniaki wydawały się świetnie bawić, ja trochę mniej. Jak patrzyłem na to, jak pisał Miki, a jak ja tak... cóż, strasznie krzywo. I mało czytelnie. Dobrze, że Miki tak ślicznie pisze, bo jakbyśmy oboje pisali tak, jak ja teraz, no to byłby mały problem.
- Nie jest najgorzej jak na pierwszy raz – powiedział łagodnie Miki, no ale ja nie byłem przekonany do tego.
- Nie najgorzej? Przecież ja się ledwo podpisać potrafię – mruknąłem, całkowicie tym załamany. Chyba nasze dzieci lepiej by się podpisały, niż ja...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz