Zerkając na salon, westchnąłem cicho, wiedziałem, że tak będzie, stół brudny, kanapa brudną i coś tak czuje, że i dzieci są całe brudne, no cóż, Sorey będzie miał co robić, mam tylko nadzieję, że wszystko będzie czyste.
Skupiając się na obiedzie, postawiłem wszystko na stole, tylko czekając na przyjście moich bliskich do kuchni..
- Jesteśmy - Odezwał się Sorey, wchodząc do kuchni z naszymi maluchami, które były w miarę czyste, szkoda tylko, że mój mąż wyglądał, jakby nie mył się przez bity rok.
- Mogłeś się umyć - Powiedziałem, podając dzieciom widelce, którymi mogły próbować jeść pokrojoną rybkę.
- Musiałem zająć się najpierw dziećmi, wiesz, byłoby mi prościej, gdyby łazienka na dole była otwarta - Powiedział, czym w ogóle mnie nie uszczęśliwił, nie chciałem jej otwierać, ale tu miał rację, łazienka na dole by się przydała, chociaż nie wiem, czy będę w stanie tam wejść.
- No dobrze, niech już ci będzie, dam ci ten klucz - Odezwałem się, cicho wzdychając, stając na palcach, aby wyciągnąć klucz z małej skrytki w kuchni. - Proszę, tylko nie jestem pewien, jak będzie wyglądać, po tak długim czasie zamknięcia - Przyznałem, wiedząc, że może być brudna i kto wie, zapach może też nie należeć do najlepszych.
- Dziękuję, po obiedzie na pewno do niej zajrzę - Przyznał, całując mnie w policzek, siadając na krześle, czekając na mnie samego.
Spokojnie wiec usiadłem obok, nie komentując nawet tego jego brudu, chcąc spokojnie zjeść posiłek z rodziną, nad którym się napracowałem.
Obiad nie był jednak dziś w ogóle taki prost, nasze maluchy nawet przy nim rozrabiały, nie słuchając tego, co się do nich mówi, szczerze to było bardzo męczące, nie chciały się słuchać, a powinny, dziś zdecydowanie mają gorszy dzień.
Zmęczony nawet na nie nie krzyczałem, nie mając na to siłę ani ochoty, to nic nie da, a jedynie mi zaszkodzi, a po co sobie psuć nastrój.
Bez niepotrzebnych nerwów odszedłem od stołu, zabierając puste talerze, już widząc, ile pracy będę miał, to tak zwyczajnym posiłku.
- Zostaw, ja to posprzątam - Odezwał się, zdejmując maluchy z krzesełek, stawiając na podłodze.
- Ty masz inne zadanie, musisz posprzątać salon i umyć samego siebie - Powiedziałem, przypominając mu o tym drobnym fakcie.
- Może zrobić i to i to - Zaproponował, chcąc robić więcej, niż powinien, a po co? Nie pojmuję tego.
- Nie, zrób to ty, jedno a ja zajmę się kuchnią - Uspokoiłem go, wyganiając z kuchni, zajmując się tym, czym zajść się miałem a niech i on zajmie się resztą, ma co robić i niech to zrobi, bo jak zobaczę, brudną kanapę to go ubije.
Zajęty sprzątaniem po dzieciach poczułem ulgę, gdy wszystko było już wysprzątane.
Zadowolony usiadłem na krześle, biorąc głęboki wdech, wpatrując się w sufit.
- Miki chodź na chwilę - Słysząc głos męża, ruszyłem za nim, chcąc wiedzieć, czego może ode mnie chcieć.
- Co się stało? - Zaciekawiony wszedłem do salonu, dostrzegając otwartą łazienkę, z powodu której zabiło mi szybciej serce.
- Nie wiem, dlaczego ona jest zamknięta, wygląda tak samo, jak ta u góry - Stwierdził, przyciągając mnie bliżej siebie, abym zobaczył, jak wygląda łazienka, w której kiedyś zmarł.
Przerażony zobaczyłem jego śmierci, którą wróciła do mnie jak bumerang, przeważony zacząłem się szarpać, uderzając go w twarz, będąc jak w transie, z którego nie mogłem wrócić, czując silne szarpania za ramiona sprowadzające mnie na ziemię. Uświadamiając mi, co uczyniłem.
- Sorey twój nos ja przepraszam - Wydusiłem, patrząc na jego zakrwawiony nos z przerażeniem.
- Nic się nie stało, spokojnie owieczko - Wyszeptał, przytulając mnie do siebie delikatnie.
- Ja nie chce, tam wchodzi, nie każ mi tego robić nigdy więcej - Wyszeptałem, chowając twarz w jego ramionach.
<Pasterzyku? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz