Lekko zaskoczony jego pytaniem zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, skąd to pytanie się u niego wzięło.
- Tak, chyba tak - Odpowiedziałem, nie do końca będąc tego pewien, moje pismo było całkiem normalne nic w nim wyjątkowego od normalnego pisownia, chyba.
- Jestem pewien, że twoje pismo jest naprawdę piękne - Stwierdził, mówiąc to tak szczerze, że chyba nie mógłbym mu w to nie uwierzyć i pewien bym wierzył, gdyby nie jeden mały fakt.
- Tak? A widziałeś je kiedykolwiek? - Zapytałem, unosząc jedną brew, jedząc powoli ptysia, uważając, aby się nie ubrudzić.
- Nie, ale jestem pewien, że gdy je zobaczę, będzie naprawdę piękne. I nasze zaproszenia ładnie wypiszesz - Stwierdził, nie zmieniając swojego zdania na ten temat.
- A może ty byś to zrobił? - Zaproponowałem, przyglądając mu się z uwagą.
- Mógłbym, tylko jest taki jeden malutki problem... - Powiedział, drapiąc się po głowie z głupkowatym uśmiechem.
- Jaki problem? - Podpytałem, chcąc zrozumieć, co go w tej chwili właśnie trapiło.
- No taki, że ja nie wiem, czy umiem pisać - Powiedział, rozjaśniając moje myślenie. No tak w sumie może on mieć z tym problem, na szczęście ma mnie, ja dopilnuję, aby sobie przypomniał.
- Umiesz, na pewno umiesz, musisz sobie tylko przypomnieć, a ja zadbam o to, abyś sobie przypominał - Obiecałem, całując go delikatnie w policzek.
- Dobrze, w takim razie trzymam cię za słowo - Wyznał, całując mnie w dłoń, uśmiechając się przy tym szczerze.
Oczywiście, że miałem zamiar dotrzymać słowa, poćwiczymy trochę pisownie i na pewno poczuje się wtedy pewniej w tej sprawie.
- Wracamy? - Zapytałem, chcąc już wrócić do domu, tu na dworze było całkiem fajnie, ale szczerze mówiąc w domu, było jeszcze lepiej, ciepło, mimo że za ciepłem nie przepadałem i przytulniej bez obecności obcych ludzi a tego naprawdę było mi teraz trzeba.
- Tak, to nie jest taki zły pomysł - Stwierdził, biorąc Hane na ręce.
- Mógłbyś przestać brać dzieci na ręce - Odezwałem się, chwytając dłoń Haru, idąc z nim powoli w stronę naszego domu.
- To przecież nic złego - Odezwał się, odwracając w moją stronę swoją głowę.
- Nie, to fakt, ale dzieci z dnia na dzień stają się coraz to cięższe, a ja nie mam siły ich nosić - Przyznałem, mówiąc mu szczerze to, co czuje i to jak jest.
- I nie musisz - Odparł, stwierdzając ten jeden drobny fakt, no i bym nie musiał, gdyby nie to, że on je tego ekranie uczy.
- Muszę, bo ich tak uczysz - Mruknąłem, chcąc, aby zrozumiał, że sam ich tego uczy, a później to ja na tym cierpię.
- Przecież noszę ich tak rzadko - Powiedział, nie rozumiejąc mojego podejścia do całej tej sprawy, chyba naprawdę przesadzam, jestem przewrażliwiony, to może być fakt.
- Po prostu już ich nie noś - Poprosiłem, kończąc te dyskusje, wracając do domu, gdzie przywitały nas zwierzaki chcące towarzystwa i oczywiście jedzenia.
Sorey zajął się dziećmi i zwierzakami, które nie odstępowały go na krok, gdy ja zabrałem się za przygotowanie prostego, ale i szybkiego obiadu, nie mając za bardzo ochoty na zbyt długie siedzenie przy garach, mając w planach pisanie zaproszeń na nasze wesele. I przypomnienie mężowi jak się to kiedyś robiło.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz