sobota, 7 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie do końca podobało mi się to, że Mikleo tak po prostu poszedł do dzieci. Jedno z nas powinno się choć odrobinkę wyspać, bo za kilka godzin oboje będziemy nie do życia. W przeciwieństwie do dzieci. Dzieci cały dzień nie dadzą nam spokoju, chociaż może to bardziej mnie, bo ostatnio to tylko mój Miki był w domu. Cóż, na pewno Hana nie da mi spokoju... nadal nie jestem za tym, by aż tak się do mnie przywiązywała, ale chyba nie mam wyjścia, nic z tym nie mogę zrobić. Znaczy się, coś chciałem, ale Miki mi tego zabronił. 
Jako, że to mój mąż poszedł do dzieci, ja postanowiłem zająć się troszkę naszą sypialnią, która w najlepszym stanie nie była. Pościel natychmiast zdjąłem, bo nadawała się już tylko do prania, i postanowiłem założyć nowe poszewki. Także piękny strój Mikleo trzeba było koniecznie wyprać, podobnie jak i moje spodenki, które robiły mi za ubranie do spania, ale jak to się stało, że one brudne zostały, to ja pojęcia nie mam. 
Mikleo zabrał dzieci na dół, a ja postanowiłem zrobić pranie, którego trochę się nazbierało, korzystając z ładnej pogody. Owszem, Miki mógłby zrobić tak, że machnięciem ręki od razu by się pozbył całej wody z materiału, no ale po co wykorzystywać jego moce na tak błahe sprawy? I tak będzie musiał wysuszyć swoją piękną sukienkę, bo ja jej naszym sąsiadom pokazywać nie chcę. 
– Cześć, szkraby wy moje – przywitałem się z dziećmi, które już siedziały w swoich krzesełkach i spożywały śniadanie. Tak właściwie, to śniadanie ich znajdowało się wszędzie wokół, tylko nie w ich buziach, no ale to akurat nie nowość. Pocałowałem maluchy w czółko, a następnie podszedłem do mojego najpiękniejszego na świecie męża, który wydawał się być także odrobinkę zmęczony. – Pójdę rozwiesić pranie. W łazience zostawiłem coś dla ciebie – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
– Dada, mogę pomóc? – usłyszałem głosik Hany, który od razu mnie rozczulił. Co za maleństwo kochane. 
– Oczywiście, księżniczko. Wpierw jednak musisz wszystko ładnie zjeść, bo wtedy nie będziesz miała siły, by mi pomagać – zwróciłem się do niej. 
– Poczekasz? – dopytała, chyba bardzo nie chcąc, bym zrobił to bez niej. 
– Poczekam, poczekam – obiecałem, odstawiając miskę z praniem gdzieś na bok. Chwila czasu przecież mnie nie zbawi. 
W międzyczasie jak mała jadła, ja wypiłem kawę z nadzieją, że postawi mnie na nogi, bo szykuje się dzisiaj dość długi dzień. A jak już Hana zjadła, to musiałem wytrzeć jej buzię, i rączki, by przy wywieszaniu prania niczego mi tu znów nie pobrudziła. Po tym wyjąłem ją z krzesełka, gdyż maleńka wyciągała rączki w moją stronę. Myślałem, że chce, bym postawił ją na podłogę, a ta owinęła swoje drobne dłonie wokół mojej szyi i nie chciała jej puścić. No i ja miałbym ją postawić na ziemi teraz? Chyba by mi serce pękło. 
– Sorey – usłyszałem ostrzegawczy głos Mikleo, kiedy jedną ręką trzymałem moją kruszynkę, a drugą miskę na pranie. Nie rozumiejąc, o co mu chodzi, odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego pytająco. – Rozmawialiśmy już o noszeniu dzieci. 
– Ale to tylko na chwilę. Poza tym, nie jest taka ciężka. Poradzisz sobie z Haru? – zapytałem, zwracając na chłopca, który nie był zainteresowany pomaganiem mi, w przeciwieństwie do jego siostry, no ale na dwór to przecież mogę go wziąć. Słońce ładnie świeciło, więc takie rześkie powietrze mu nie zaszkodzi, a Mikiemu może się nawet zdrzemnąć uda? Tego bardzo bym dla niego chciał. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz