Nie byłem zachwycony z powodu tego, że musiałem wracać do domu. Najchętniej w ogóle bym tego nie robił, ale musiałem. Może powinienem spojrzeć na to z nieco bardziej pozytywnej strony? Jak na przykład takiej, że może kiedy już wrócę, Haru nie będzie tak głupkowato ucieszony. Mój Panie, co to się z nim dzisiaj stało, to nie mam pojęcia. Myślałem, że całkiem dobrze już go rozgryzłem i potrafię zrozumieć jego reakcję, no ale to, co dzisiaj zrobił... nadal nie potrafiłem stwierdzić, co mu dzisiaj odbiło. Chyba pierwszy raz widziałem go od takiej dzikiej strony, i szczerze, całkiem mi się ona podobała.
Kiedy zamknąłem za sobą drzwi myślałem, że będę miał spokój. Poza służbą i psami, nie było tutaj nikogo i miałem nadzieję, że pozostanie to jak najdłużej. Zdjąłem buty, zdjąłem płaszcz, odwróciłem się i ujrzałem moją babkę. Ona musiała jakimś cudem perfekcyjnie opanować ciche poruszanie się po tym domu, skoro jej nie usłyszałem, i było to lekko przerażające.
– Znów u niego byłeś – stwierdziła, przyglądając się mojej szyi. To wszystko przez te głupie malinki... chociaż, ona już bez tego już wiedziała. A to wszystko przez tego głupiego szczeniaka Ryo, który musiał wszystko wypaplać. Pewnie myślał, że mi tym zaszkodzi, więc udowodnię mu, że się jego działanie tylko mi pomogło. I tak w sumie, jeżeli uda mi się zerwać te zaręczyny, no to faktycznie mi pomoże.
– Znów u niego byłem. Jestem dorosły i mogą decydować, gdzie spędzam wieczory – powiedziałem spokojnie, poprawiając kołnierzyk koszuli.
– Powinieneś skupiać się na swoim ślubie, nadal są rzeczy, które trzeba uzgodnić – odpowiedziała, mierząc mnie krytycznym wzrokiem, który tak doskonale znałem.
– I właśnie dzisiaj zamierzam się nim zająć – mruknąłem, mijając ją w drzwiach i idąc na górę, do pokoju Suzue.
Rozmawialiśmy długo, i to bardzo długo, dyskutując na temat każdego naszego pomysłu, starając się ustalić który jest najlepszy. Finalnie padło jednak na „małe” przyjęcie, które odbędzie się pod przykrywką przedwczesnego świętowania naszego małżeństwa, które w sumie nigdy nie zostanie zawarte. I jak wszyscy będą już lekko podpici i rozweseleni, oboje wygłosimy przemówienie, które już nawet zaczęliśmy powoli pisać. Co jak co, ale wolałbym wcześniej wiedzieć, co mniej więcej mam powiedzieć. Miałem okazję nie raz wygłaszać przemówienia, ale to było coś poważniejszego. Jestem pewien, że tuż przed złapie mnie trema.
Do Haru wróciłem dopiero późnym wieczorem, strasznie głodny, gdyż w domu trochę bałem się cokolwiek jeść. Suzue była w nieco lepszej sytuacji, niż ja, bo zjadła obiad na mieście. Nie sądziłem, że zajmie to nam aż tyle czasu... No ale najlepiej to jak najszybciej załatwić, w końcu wiele czasu nie mamy, bo do soboty niewiele czasu zostało.
– Myślałem, że już dzisiaj nie wrócisz – usłyszałem, kiedy swobodnie przekroczyłem próg domu Haru, tym razem nawet nie pukając w drzwi, bo i po co? Mówiłem mu, że będę. A on jest w domu tak czy siak, i na pewno na mnie czekał.
– Trochę mi się zeszło, ale obiecałem, że wrócę – odpowiedziałem, zdejmując buty i płaszcz. – Zapraszam cię w sobotę do mojego domu na godzinę dwudziestą. Oficjalnie będziemy świętować fakt, że w końcu dochodzi do tego ślubu. Nieoficjalnie odbędzie się zrywanie zaręczyn – powiedziałem, podchodząc do niego, by się tak po prostu przytulić, będąc zmęczony całym tym dniem.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz