piątek, 3 listopada 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem cicho, mając wrażenie, że mówię chyba do ściany, przecież on nie jest w stanie myśleć, mówić a co dopiero chodzić, czy on tego nie pojmuję? No w sumie nie pojmuję, no bo i jakby pojmować miał skoro ledwo co kojarzy fakty, a mi to chce iść po dzieci, przecież gdybym miał go faktycznie zabrać ze sobą, po dzieci nie doszlibyśmy tam nawet w dwa dni.
- Sorey nie, ty zostajesz w domu - Rozkazem mi mając nadzieję, że moje słowa do niego dotrą.
- Nie chce w domu, chce być z tobą - Powiedział, a jego zachowanie przypomniało mi zachowanie małego chłopca, którym w sumie był, mój ukochany miał tak niewiele lat i tak niewiele o życiu jeszcze wiedział.
- Będziesz ze mną, przecież nie zostanie cię tu samego - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Ale chcesz iść sam po dzieć - Powiedział, pusząc swoje policzki, ewidentnie nie chcąc mi odpuścić, oj to będzie ciężki czas, w którym mój mąż będzie mi życie utrudniał.
- Tak kochanie, bo ty nie dasz rady iść tam ze mną - Mówiłem spokojnie, głaszcząc jego zimny policzek.
- Ja nie dam? Dam, pójdę tam z tobą - Powiedział, znów próbując wstać z łóżka, rany ależ on potrafi być problematyczny.
- Dobrze kotku dasz radę - Westchnąłem cicho, zdejmując na chwilę ręcznik z jego czoła, dotykając go dłonią, uwalniając odrobinę mocy, aby odesłać Sorey do krainy snów mogąc bezpiecznie i spokojnie pójść po dzieci.
Przed wyjściem namoczyłem ostatnio raz ręcznik, kładąc mu go na czole, mając cichą nadzieję, że nie obudzi się podczas mojej nieobecności.
Zamykając za sobą drzwi na klucz, idąc do zamku, gdzie tak jak się spodziewałem, nasze szkraby dobrze bawiły się z ciocią.
- Dzień dobry - Przywitałem się, zwracając uwagę całego towarzystwa.
- Mama! - Zawołały dzieci, podbiegając do mnie. - Gdzie tata? - Zapytały jednogłośnie, patrząc na mnie swoimi pięknymi oczkami.
- Tatuś jest w domu, trochę źle się czuję, dlatego nie przyszedł - Przyznałem, przytulając do siebie moje małe szkraby.
- Wszystko z nim dobrze? - Zapytała Lailah, która opiekowała się naszymi dziećmi.
- Tak, przeziębił się, to nic takiego - Zapytałem, uśmiechając się do niej delikatnie.
- Jeśli chcesz, dzieci mogą zostać u mnie jeszcze trochę - Zaproponowała zmartwiona tym faktem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby - Zapewniłem, uśmiechając się delikatnie do kobiety, pakując wszystkie rzeczy naszych dzieci.
Jeszcze chwilę byliśmy u kobiety, nim wróciliśmy do domu, gdzie rozłożyłem dzieciom zabawki, idąc do ich tatusia, który wciąż spał.
Odetchnąłem z ulgą, widząc, że Sorey śpi, od razu kontrolując jego temperaturę ciała, mój mąż wciąż był strasznie chłodny, a to strasznie mnie martwiło, musząc coś z tym zrobić, zmieniłem mu okład, rozpaliłem w komunikacie, przynosząc nowe koce, którymi go nakryłem, siedząc przy nim przez chwilę, nie mogąc za długo zostawić dzieci samych, nie chciałem, aby coś im się stało.
Pozostawiając go samego z nadzieją, że nic sobie nie zrobi, wróciłem do dzieci, z którymi musiałem nadrobić stracony czas, dbając o dom, nie zapominając o obiedzie, bez którego nie mogłem pozostałość naszych maluchów, pamiętając o mężu, do którego miałem wrócić, gdy tylko będę mógł.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz