piątek, 3 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie do końca wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Miałem wrażenie, że dalej byłem nad morzem. Że czułem tę morską bryzę na twarzy, i to okropne zimno, które nad morzem przecież mi aż tak nie doskwierało. Skąd więc się wzięło? I także ledwo widziałem na oczy, przez co nie do końca wiedziałem, gdzie się znajduję. Wczoraj chyba wróciliśmy do domu... no ale gdybyśmy wrócili do domu, to słyszałbym dzieci. A ich w ogóle nie słyszałem. Zamiast tego słyszałem ten charakterystyczny szum morza, który był bardzo pięknym dźwiękiem... Musiało więc to oznaczać, że byłem nad morzem. Ale to bardzo dobrze. Oznaczało to, ze Mikleo mógł więcej czasu spędzić w wodzie, a tego bardzo dla niego chciałem. W końcu chyba mówił mi, że za mało czasu przebywał ostatnio w wodzie. Najwyższa pora, by to nadrobić. 
Później zrobiło mi się nieco ciepłej, zwłaszcza w okolicach czoła. I wtedy dostrzegałem wyraźniej, gdzie się znajduje. I wcale nie była to plaża nad morzem. Była to nasza sypialnia, której sufit znałem doskonale. I nade mną stał Miki, z ewidentnie zmartwioną miną. A czemu on był taki zmartwiony? Stało się coś? Przecież jesteśmy już w domu, to chyba dobrze. Albo niedobrze, bo nigdzie nie widziałem dzieci. Ani ich nie słyszałem, no chyba, że spały. Ale skoro spały, to kiedy w takim razie po nie poszliśmy? Nie pamiętałem tego. Ani nie pamiętałem tego, jak tutaj się znaleźliśmy. W jednej chwili byłem nad morzem, w drugiej już tutaj... Chyba coś mi z głowy uleciało. A to akurat nie nowość, ja już tak bardzo często miałem, że coś mi z pamięci ulecieć potrafiło. 
– Miki? – spytałem niemrawo, starając się skupić na nim całą moją uwagę. 
– Tak, Miki. Jak się czujesz? – dopytał, kładąc dłoń na moim policzku. Rany, jaka jego skóra była cieplutka... Ale, czemu była ciepła? Nie powinna być chłodna? Zawsze była chłodna. I czemu ja taki jakiś słaby jestem? Stało się coś? Znów o czymś zapomniałem? 
– Dobrze. Ale gdzie są dzieci? Byliśmy po dzieci? – dopytałem, rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu. 
– Jeszcze nie, niedługo po nie pójdę. Wpierw muszę się dowiedzieć, w jakim stanie jesteś – wyjaśnij, nie przestając mnie gładzić po poliku. Mój panie, jakie to przyjemne było, mógłby tak mu robić cały czas... Ale nie, nie może tego zrobić. Musi iść po dzieci. A ja razem z nim. Bardzo chciałem je zobaczyć. Nie widziałem Misaki od... nie wiem, mam wrażenie, że od wieków. I z Merlinem też bym się zobaczył, nawet, jak mnie momentami irytuje. 
– To pójdę z tobą, ja pewno potrzebujesz pomocy – odpowiedziałem, próbując wstać, ale Mikleo nie pozwolił mi na to, mocno trzymając mnie za ramiona. Chociaż, to chyba nawet nie było mocno... Zresztą, tak czy siak, jestem od niego silniejszy, nie powinno mieć to dla mnie znaczenia, no a jednak podnieść się nie mogłem. 
– Ty musisz wypoczywać, nie jest z tobą dobrze, jesteś strasznie lodowaty – wyjaśnił, ale ja nie mogłem się zgodzić. 
– Ze mną jest wszystko w porządku, troszkę przesadzasz, mogę pójść z tobą po dzieci – mruknąłem, bardzo, ale to bardzo chcąc mu pomóc, w końcu jestem jego mężem, więc muszę mu pomagać, od tego tu jestem. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz