Pokiwałem głową, ucałowałem go w czubek głowy i wyszedłem z pokoju, jak najszybciej kierując się do łazienki. Prawie zszedłem na dół, a przecież nadal byłem w piżamie. Znaczy się, w piżamie, miałem na sobie tylko luźne spodnie, które mi robiły za piżamę, ale nie wypada tak wychodzić w samych spodniach do ludzi. Czasem mi się zdarzało wyjść w takim stroju, ale Mikleo strasznie się to nie podobało i w końcu się oduczyłem. Tylko czemu mu się to nie podobało, nie wiedziałem, tylko po czasie po prostu ten fakt zaakceptowałem.
Tak więc ubrałem się w jakieś takie znośne ubrania, chwyciłem za sakiewkę z pieniędzmi i uprzednio karmiąc zwierzaki, wyszedłem z domu, także też wołając do siebie Lucky’ego, któremu taka przebieżka na pewno się przyda. Strasznie ostatnio miał mało ruchu, z czego nie byłem dumny. Najpierw ja byłem chory, teraz Miki miał złamaną rękę... psina w najbliższym czasie nie będzie miała dużo ruchu, coś mi się tak wydaje. Będę musiał przeznaczyć dla niego jakąś godzinkę w ciągu dnia. Może przed snem? Jak już dzieci będą uśpione, Miki też będzie spał, no to wezmę naszego staruszka na godzinny spacer? Tylko wieczorami tak trochę zimno jest, więc będę się cieplej ubierać musiał... no nic, przeżyję to jakoś, dla pieska wszystko, oczywiście.
Podczas spaceru do miasta miałem czas, by trochę pomyśleć. I zdecydowałem, że dzieci wezmę dopiero jutro. Dzisiaj Miki zmęczony po pełni jest, potrzebuje więc odpoczywać, a nie słuchać dziecięcych krzyków, zwłaszcza dzisiaj. Tak, więc dzisiaj skupiam się na moim Mikim pilnując, by miał dzisiaj wszystko, co tylko jest mu potrzebne, a nawet i więcej.
Do domu wróciłem dopiero po godzinie. Nim jednak wróciłem do mojej Owieczki, wpierw zaparzyłem mu te zioła, by właśnie odwiedzić go z tymi świeżo zaparzonym napojem. Oby tylko to dało mojemu Mikleo ukojenie. Ja to głupi jestem... i to bardzo głupi. Tylko czemu za moją głupotę musi cierpieć Miki? Skoro ja jestem głupi, to ja powinienem cierpieć, nie on.
- Miki, wróciłem – odezwałem się spokojnie i łagodnie, wybudzając go z drzemki. Dzisiaj ma cały dzień na spanie, dlatego mogłem go z czystym sumieniem wybudzić na wypicie ziół, które zapewnią mu miłe sny i uśmierzą ból.
- Sorey – zaczął, podnosząc się zaspany do siadu. Usłyszałem także, jak zasyczał cicho z bólu, na co znów poczułem się winny. – Już wróciłeś? – spytał, układając wygodnie rękę na swoich kolanach.
- Tak, przepraszam, że tak długo, zaparzyłem ci od razu ziół, byś się czuł lepiej. I by cię tak nie bolało. I kupiłem ci jeszcze ptysie, ale jeszcze ich nie przyniosłem, bo nie wiem, czy chcesz je zjeść. Ale jak chcesz, to powiedz, to od razu ci je przyniosę. O, i stwierdziłem, że dzieci jednak przyniosę jutro, byś dzisiaj sobie odpoczął, bo dopiero teraz sobie przypomniałem, że musisz odpocząć po pełni. I też... – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo Mikleo położył mi palec zdrowej ręki na ustach, dając mi tym samym znać, że mam siedzieć cicho. Zaskoczony zamknąłem usta, wpatrując się w niego z niezrozumieniem. Zrobiłem coś nie tak? Zapomniałem o czymś? Może o tych ptysiach? Mogłem się domyślić, że na pewno będzie chciał zjeść słodkości i wziąć je od razu ze sobą. Albo chodziło o coś zupełnie innego. Ale o co? Na pewno coś takiego jest, ja głupi jestem i na pewno coś przeoczyłem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz