Nie byłem przekonany, czy faktycznie nie było to takie konieczne. Rękę może i dobrze zabezpieczyłem, ale dopiero teraz mamy pewność, że jest to dobrze zrobione. Poza tym, przecież jako medyk przepisała Mikiemu zioła i maść. Zioła już mi były doskonale znane, bo właśnie takie kupiłem mu wczoraj, by ból mu nie przeszkadzał jakoś bardzo, ale o maści nie miałem zielonego pojęcia. Więc jednak bardzo dobrze, że poszliśmy do Misaki. Jakie szczęście, że byłem uparty i nie odpuściłem, bo bez tej maści ta ręka na pewno by mu się tragicznie goiła. Będę się jeszcze bał tę maść aplikować na jego rękę, bo jeszcze przypadkiem niepotrzebny ból mu sprawię, a tego strasznie bym nie chciał. Mikleo więc chyba będzie sobie musiał jakoś sam z tym poradzić... ale będę pilnować, by używał tej maści regularnie. Tyle jeszcze mogę uczynić.
- Była, ale nie mieliśmy co do tego żadnego potwierdzenia, to po pierwsze. A po drugie, teraz masz maść. Której wcześniej nie miałeś. O, i jeszcze wiem, że masz dużo wypoczywać i nic nie robić, tak więc masz się trzymać z dala od prac domowych. I podwórkowych też – wyjaśniłem, chwytając go za tę zdrową dłoń i powoli kierując się w stronę domu. Wcześniej zastanawiałem się, czy może nie iść po dzieci, ale po słowach Misaki zrezygnowałem z tego. Sam je odbiorę, by Mikleo przypadkiem się nie stała krzywda jeszcze większa, niż ta, która go spotkała z mojej winy.
- Misaki nie mówiła nic o tym, że mam nic nie robić – mruknął, marszcząc lekko brwi.
- Powiedziała, że mam cię pilnować, a to przecież to samo – wyjaśniłem, już biorąc sobie jej słowa głęboko do serduszka. Mama będzie pilnowana najlepiej, jak tylko może być. Włos z jej głowy nie spadnie, a ja oka nie zmrużę, by tylko być pewnym, że nic jej nie jest.
- Nie, to nie jest to samo. I czemu idziemy w kierunku wyjścia z miasta? Myślałem, że idziemy teraz odebrać bliźniaki – zapytał, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Też tak myślałem, ale to było, zanim odwiedziliśmy Misaki. A teraz, jak już znam diagnozę, to postanowiłem, że odprowadzę cię do domu, by dzieci ci przypadkiem nic nie zrobiły. I dopiero jak odprowadzę cię do domu, to po nie wrócę – wytłumaczyłem, nie będąc do końca zachwycony z powodu tego, że będę chodził tyle razy w jedną i w drugą stronę. No ale skoro tego sytuacja ode mnie wymaga, to sobie pochodzę bez zbędnego marudzenia. Pomarudzić, to ja sobie mogę w duszy.
- Ale wiesz, że przecież mam jedną rękę sprawną. I mogę ci pomóc z dziećmi. Ty złapiesz Hanę za rączkę, ja złapię Haru i jakoś je doprowadzimy do domu – zaproponował, ale pokręciłem głową. Nie ma mowy, że on mi teraz będzie pomagał, on to ma wypoczywać, nie pomagać.
- Wolę cię doprowadzić do domu. I dopiero jak będę pewny, że w nim jesteś, będę mógł z czystym sumieniem iść po dzieci – wyjaśniłem, uparcie trzymając się swojego zdania, którego nie odpuszczę. Co jak co, ale to Miki będzie musiał odpuścić, dla swojego zdrowia i bezpieczeństwa. To przeze mnie się to stało, więc ja dopilnuję, by też dzięki mnie wydobrzał.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz