Obserwowałem, jak mężczyzna przypatruje się kundelkowi, który wydawał się być lekko naburmuszony. To przez to, że poprosiłem go o danie głosu? Najprawdopodobniej, zresztą, co miałem zrobić? Inaczej by mi nie uwierzył. Zresztą, i tak nie wierzył, sądząc po jego zdezorientowanym spojrzeniu. Patrzył to na mnie, to na psa, i tak w kółko. Nie wiem, jakim cudem nie dostrzega tego podobieństwa. Teraz, w świetle dziennym widać było, że to Haru. I jest zdecydowanie bardziej posłusznym psem, niż wcześniej.
– Co się stało? – spytał w końcu zaskoczony, patrząc na psa.
– Nie wiem. Rano już taki się obudził. Byłem z nim już u specjalisty, za kilka dni powinno to minąć. Kiedy dokładnie, to ja nie wiem, ale jestem pewien, że przez ten okres Haru będzie dawał z siebie wszystko, nawet jako piesek. Prawda, Haru? – odezwałem się, zerkając na mojego towarzysza w pieskiej skórze, który jak tresowany zaszczekał dwa razy. No proszę, jak chce, to potrafi.
Zostawiłem Haru na chwilkę w rękach współpracowników, którzy tak samo jak szef byli zaskoczeni, ale też i jednocześnie rozbawieni w stanie, w jakim był ich kolega. Jako, że krzywda mu się nie dzieje, skupiłem się trochę na sobie. Sprawdziłem trasę patrolu, która idealnie pokrywała się adresem Ody oraz napisałem krótki liścik do Suzue, by poleciła przygotować miejsce dla dwóch nowych lokatorów w moim pokoju; o kuwetę, zabaweczki czy legowisko nie muszę się martwić, to zostało mi po poprzednim kocie. Haru także niewiele potrzebuje, skoro woli jeść ludzkie jedzenie, to dostanie ludzkie jedzenie na talerzu, bogate oczywiście w mięso, bo to było chyba takie najbezpieczniejsze. Spać też będzie ze mną, jak go się wpierw umyje. Trzeba będzie mu tylko zorganizować miskę na wodę, ale to akurat nasz najmniejszy problem. Największym będzie babka... no ale z tym jakoś sobie poradzę.
Schowałem liścik do kieszeni i odwróciłem się do Haru, który był maltretowany przez swoich współpracowników. Tego to mu chyba nie zapomną do końca życia. Ja zresztą też nie.
– Haru, idziemy – zawołałem, a piesek podszedł do mnie, dzięki czemu mogłem opuścić pomieszczenie. – Nie, nie idziemy do szatni. Mam na ciebie inny plan – dodałem, kiedy zauważyłem, że już skręcił właśnie do szatni. Jeszcze troszkę mu się nogi, a raczej łapy plątały, i wyglądało to dosyć komicznie. Teraz jednak nie będę się z niego śmiał. Pośmieję się z niego później, jak już wróci do siebie. Bo czemu miałby robić to teraz? Teraz nie zobaczę, jak się irytuje, a to przecież było najzabawniejsze. – Ustalmy coś, bo jakoś komunikować się musimy. Jedno szczeknięcie na nie, dwa na tak. Zrozumiałeś? – zapytałem, i w odpowiedzi usłyszałem dwa szczeknięcia. – Świetnie. Teraz zaczniemy patrol, kupię nam jakieś śniadanie. I skoro już jesteś psem na jakiś czas, możemy wykorzystać twój węch, który oszczędzi nam potem pracy. Odwiedzimy Odę, to mój stary znajomy, więc udam, że przychodzę do niego z przyjacielską wizytą. Kupię mu jakiś alkohol, odwrócę jego uwagę i kiedy dam ci znać, rozejrzysz się po jego rezydencji, poszukasz znaków tego, że trzyma albo trzymał tam dziewczyny. Masz teraz lepszy słuch i węch, więc prędzej coś znajdziesz. Jeżeli trop będzie świeży, zareaguję, jeżeli nie wrócimy tam z nakazem. Podoba ci się ten pomysł? – spytałem, zerkając na niego z rozbawieniem patrząc, jak śmiesznie sobie człapie, bo chodzeniem tego nie można nazwać.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz