Ciężko westchnąłem, gdy usłyszałem słowa mojego męża no i tego się właśnie mogłem po nim spodziewać, mimo że źle się czuję, martwi się o mnie i o dzieci, a nie powinien, teraz powinien martwić się o siebie, a nie o nas.
- Pozwól proszę, że to ja będę martwił się o ciebie i o dzieci, a nie ty o nas - Poprosiłem, głaszcząc go po włosach, nie chcąc, aby się czymś przejmował, on przede wszystkim ma dojść do siebie, porządnie muszę go wygrzać a później, gdy już będzie z nim dobrze, przestanę ogrzewać dom, a jak na razie muszę to zrobić, aby mu pomóc.
- Martwię się o was - Wyjaśnił, ledwo w ogóle kontaktując, no ale martwić się o nas to on zawsze potrafi, nawet w takim stanie.
- Nie masz o co, odpoczywaj sobie, może czego potrzebujesz? - Zapytałem, uśmiechając się delikatnie do męża, poprawiając jego włosy.
- Tak, potrzebuję ciebie - Wyszeptał, wyciągając ręce w moją stronę, no i co ja z nim mam? Muszę zająć się innymi rzeczami w domu, co prawda dzieci śpią po obiedzie, ale ja powinienem coś więcej zrobić niż tylko leżeć na kanapie obok męża i spać, bo coś tak czyje, że i do tego dojdzie, jeśli położę się na kanapę tuż obok męża.
- Przecież jestem tuż obok ciebie - Powiedziałem, nie rozumiejąc jego prośby, która była dziwna, a która nie powinna mnie zaskakiwać, Sorey jest chory, a to oznacza, że myślenie mu nie idzie.
- Nie jesteś, nie leżysz obok mnie - Wyznał, wyglądając na smutnego, załamanego i chcącego się popłakać. Oj mój biedaczek i jak ja mam się nie położyć obok? Przecież on potrzebuje mojej uwagi, tak jak dziecko potrzebuje mamy, tak on potrzebuje mnie i uwago, której nie zawsze mogę mu dać.
Wzdychając cicho, położyłem się obok męża, dając mu to czego chciał, a chciał mnie, a więc i mnie dostał.
- Lepiej? - Podpytałem, gdy mocno mnie przytulił.
- Oj tak - Ziewnął cicho wtulony w moje ciało, powoli odpływając do krainy snu, przynajmniej tyle dobrego, że gdy tylko się obok położyłem, ten szybko mi zasnął, musząc poczuć moją obecność, uf przynajmniej z tym mogę sobie poradzić.
Chcąc wstać z łóżka, aby wrócić do pracy, poczułem napierające na mnie ciało męża, które utrudniło mi, wstanie z łóżka, no i tyle był z moich chęci.
Nie mając siły ani możliwości wstać z kanapy leżałem grzecznie bez ruchu, nie specjalnie mając inny wybór.
No nic, dzieci śpią po obiedzie, a więc i ja mogę sobie troszeczkę odpocząć.
Ziewając cicho z powodu zmęczenia, przetarłem oczy, które zamknąłem, dając sobie odpocząć i tak nie mogąc zrobić nic już więcej.
Zasnąłem w końcu, tak sobie przy nim leżąc, oczy ponownie otwierając, dopiero gdy dzieci zaczęły głośno mnie wołać, musiałem wstać z kanapy, odsuwając od siebie męża.
- Miki nie zostawiaj mnie - Poprosił, chwytając mnie za dłoń, nie chcąc, abym odchodził.
- Sorey kotku muszę zająć się dziećmi, nie zostawię cię samego, wrócę tu zaraz z dziećmi - Obiecałem, uśmiechając się do niego łagodnie, idąc do naszych maluchów, które teraz potrzebowały mnie bardziej od męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz