niedziela, 5 listopada 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem cicho, słysząc jego odpowiedź, nie chcąc mu odpuścić, musi się rozgrzać, a ja nie mogę być cały czas przy nim, dlatego dam mu ten rosół i pomogę go zjeść, o to akurat martwić się nie musi.
- Nie martw się kotku, pomogę ci - Obiecałem, idąc do kuchni, gdzie jak obiecałem, odgrzałem mu obiad, już po chwili wracając z rosołem do męża.
Stawiając go na stole, usiadłem na łóżku, pomagając podnieść się mężowi do siadu, przysuwając się bliżej, biorąc w dłonie miskę, pomagając mu zjeść, pilnując, aby się nie wybrudził, nie specjalnie mając ochotę jeszcze go później przebierać.
Najedzony od razu zauważyłem, że opadł z sił, mając ochotę tylko się położyć, a ja nie miałem zamiaru mu tego utrudniać, niech sobie spokojnie śpi, bo gdy już to robi, ja mogę zająć się dziećmi, zwierzakami i domek, co prawda dom nie był brudny, a więc nie musiałem za bardzo chodzić i sprzątać a mimo to czyniłem, tak lubiąc czystość jedyne miejsce, do którego nie wchodziłem była łazienka tu na dole, to miejsce wciąż mnie przerażało i chyba to już się nie zmieni, Sorey dojdzie do siebie i wtedy zajmie się tym miejscem, a jak na razie ja zajmę się całą resztą.
Zajmując się dziećmi, które chciały uwagi, rodziców musiałem wytłumaczyć, że tatuś czuję się źle i nie wolno mu przeszkadzać przez następne kilka dni, maluchy były mądre i rozumiały, co do nich mówię, obiecają nie przeszkadzać tacie, tylko czy zrobią to na pewno? Tego nie byłem aż taki pewien.
No nic, najwyżej będę miał przy nich więcej pracy, musząc próbować dzieci przy tacie, który ledwo na oczy patrzy.
Na moje szczecie dziś mnie posłuchały, dając spokój tatusiowi, przez cały czas wołając tylko mamę, co gorsza tatuś też wolał tylko mamę, chcąc, abym cały czas przy nim był.
Wzdychając cicho, byłem już delikatnie, podirytowany tym wszystkim marząc tylko o tym, aby dzieci poszły spać, a Sorey doszedł do siebie.
- Miki - Usłyszałem znów ten płaczliwy głos nawołujący mnie do siebie, no i dosłownie tyle byłoby z ciszy i spokoju jak miło.
Wychodząc z kuchni, w której karmiłem zwierzaki, poszedłem do kanapy, zerkając na męża.
- Jestem, potrzebujesz czegoś? - Zapytałem, spokojnie dłonią przecierając już, trochę zmęczone oczy, co jak co ale trochę spać mi się już chciało, a zamiast spać, musiałem zająć się zwierzakami, ona ostatnio są mocno przez nas zaniedbanie, dlatego nim już zajmę się sobą, spędzę trochę czas z nimi.
- Tak - Odpowiedział, nie mówiąc mi wprost, czego potrzebuję, a bez tego raczej trudno było mi dać mu to, czego potrzebuję.
- Czego potrzebujesz? - Pytałem, dalej chcąc dostać odpowiedź, aby w końcu widzieć, czego on chce.
- Ciebie - No w sumie tego mogłem się domyślić, on ostatnio cały czas chce tylko mnie, mimo że nie mogę być przy ni dwadzieścia cztery godziny na dobę, mimo że bym chciał, wtedy może właśnie szybciej doszedłby do siebie, a tego oboje potrzebujemy.
- Sorey nie mogę być przy tobie cały czas mam co robić - Wyznałem, głaszcząc go po włosach z łagodnym uśmiechem na ustach.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz