piątek, 10 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie podobało mi się to, że Miki we mnie nie wierzył. Przecież naprawdę czułem się dobrze. I wyglądałem dobrze. No i byłem ciepły. To przecież oznaczało, że było ze mną naprawdę dobrze, jak nawet nie bardzo dobrze. I idąc tym samym tokiem rozumowania, mogliśmy zabrać już dzieci od Lailah. Czemu mieliśmy czekać na mnie kilka dni, skoro już teraz mogliśmy je nie rać do siebie? Ile bym dał, by już zobaczyć moją małą księżniczkę, wziął ją na rączki, przeczytał jej książkę... 
– A mi się wydaje, że już się czuję całkiem dobrze i możemy już teraz iść po dzieci – zaproponowałem radośnie, patrząc na niego z uwagą i nadzieją. Nie widziałem ich od... mój panie, nie mam pojęcia, od jak długo, miałem wrażenie, że nie widziałem ich całe wieki. 
– I co, jak jeszcze ci się pogorszy? Nie ma mowy, czekamy, aż temperatura twojego ciała wróci do normalności. Dzieci na pewno strasznie się za tobą stęsknią i będą potrzebowały cię na sto procent, a ja wolę się upewnić, że jesteś w pełni zdrowy, by nie przechodzić z tobą tej choroby po raz kolejny od początku – wyjaśnił Miki, siadając obok mnie. 
– Naprawdę byłem taki zły, jak byłem chory? – spytałem, popijając herbatkę, podczas kiedy on oparł się o moje ciało. Ja tak niezbyt pamiętałem, co się działo, jak byłem chory. Wiem, że mojego Mikleo potrzebowałem bardzo blisko siebie. Cały czas bez przerwy. To na pewno może tak odrobinkę było dla niego problematyczne, no ale to było silniejsze ode mnie. No a cała reszta? Nic nie pamiętałem. Jakieś takie przebłyski, pojedyncze sytuacje, ale one nie miały żadnego sensu za bardzo, jak tak je sobie przypominam. 
– Powiedzmy, że wolałbym do tego momentu nie wracać – odpowiedział po dłuższej chwili, ciężko wzdychając. 
– Więc nie lubiłeś, jak się do ciebie przytulałem? – zapytałem, oczywiście obejmując go ramieniem i delikatnie przytulając go do siebie. Teraz nie miałem aż takich wielkich potrzeb, by się do niego przytulać, ale też miło wtulić się w jego ciało i nawdychać jego zapachu, który był chyba najpełniejszym zapachem, jakikolwiek czułem. 
– Było to problematyczne, kiedy chciałeś to robić dwadzieścia cztery godziny na dobę, podczas kiedy ja miałem inne rzeczy do roboty – wyjaśnił delikatnie, ale ja coś czułem, że nie tylko to było problemem. – Chyba mamy gości – dodał, kiedy na zewnątrz rozległo się szczekanie psa. Lucky jednak brzmiał na przyjazne, więc to był ktoś, kogo znamy. 
Zeszliśmy więc na dół, by otworzyć drzwi. Mikleo marudził, że powinienem leżeć na górze, ale nie mogłem go zostawić z naszym gościem samego. Zresztą, trochę mi się tu nudziło, chciałem trochę jakiejś rozrywki. Okazało się, że przyszła do nas nasza starsza córka, jakoś tak dziwnie uradowana i podejrzanie wesoła. I kiedy Mikleo postawił herbatę na stole, po uprzedniej wymianie zdań Misaki przekazała nam informację, dla której tak naprawdę tutaj przyszła. 
– Jestem w ciąży – wyznała w końcu, patrząc na nas ze szczęściem w oczach. Muszę przyznać, zajęło mi trochę, nim to do mnie dotarło. I do Mikleo chyba zresztą też. 
– Ale z kim? Au, a to za co? – spytałem, masując bolący tył głowy, patrząc na Mikleo z wyrzutem. Ale że o co mu chodziło? Ja tylko się spytałem, mogę się pytać, tego mi nie zabroni raczej. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz