Miki widział ogród pełen kwiatów i drzew, ja widziałem świat spalony do gołej ziemi, no ale kto co lubi. On był słodki, niewinny, i patrzył na świat tylko przez pryzmat dobra, ja tam patrzyłem bardziej racjonalnie, dostrzegając wszystkie wady i zła. Dla mnie kwiaty i drzewa w końcu umrą, przeminą, albo zostaną zniszczone przez ludzi, po co więc miałbym się tym przejmować? Mogę się jedynie nimi przejmować, kiedy to bym chciał przynieść bukiet kwiatów mężowi, ale na razie nie chcę. Nie ma żadnej uroczystości. Nie zachowywał się dobrze w ostatnim czasie. A taki bukiet więc sobie będzie musiał poczekać.
- Nie kupowałeś jakiś nasion? – spytałem, delikatnie marszcząc brwi. Coś mi się tak kojarzyło, ale stu procent pewności to ja nie miałem. Nie znałem się na tych rzeczach, nie obchodziły mnie one aż tak, ale też wiedziałem, że nie mogę aż tak pobłażliwie traktować roślin. Mikleo na nich zależy, a ja to zaakceptuję. To było bezpieczne hobby. Poza kupowaniem tych sadzonek, nasion i innych dupereli nie miał za bardzo kontaktu ze złymi ludźmi. Ja zawsze mogę to kupić. Tylko dałby mi listę.
- Kupiłem, ale nie mogę ich zasiać, to nie jest ta pora. Teraz mógłbym wsadzić kilka sadzonek, a jesienią drzewka owocowe... szkoda, że nie mogliśmy wziąć twojej wiśni – rozmarzył się, na co zmarszczyłem brwi. Od razu cały ogród trzeba było zapakować na wóz... było to bezpieczne hobby, chociaż jak na mój gust, trochę dziwne, ale już to zaakceptowałem.
- Jakbyś mi dał listę, co ci konkretnie do tego ogrodu jest potrzebne, to bym to kupił – zaproponowałem, wzruszając ramionami. Jego tam już nie puszczę, za cudownie wyglądał, bym mógł go spokojnie tam puścić. Ilekroć by się tam nie pojawił, zawsze wzbudza sensację pomimo tego, że na sobie ma dosyć normalne, zakrywające ubrania. Bałem się pomyśleć, co to by było, gdyby wyszedł tak, jak planował, czyli w tych spodenkach.. oj nie, do ludzi to do nich nigdy nie wyjdzie. Po domu, nad jezioro, owszem, niech sobie wychodzi, ale do miasta ma chodzić ze mną, i ciałem zakrytym.
- Zrobiłbyś to? – spytał zachwycony, odwracając się do mnie. W jego pięknych oczkach dostrzegłem iskierki nadziei. Naprawdę chciał podziałać w tym ogrodzie... i jak ja po tym mogę mu powiedzieć nie? To na seks ma karę, nie na ogrodnictwo.
- Oczywiście. Tylko ty zostajesz w domu. Banshee cię przypilnuje – zarządziłem, poprawiając jego włosy. Myślałem, że Mikleo będzie trochę się buntował, ale mimo wszystko pokiwał głową i udał się do kuchni, a ja razem z nim.
Czekając cierpliwie na to, aż wypisze wszystkie potrzebne mu rzeczy, bawiłem się trochę z moim ogarem piekielnym, ignorując przy tym oczywiście niezadowoloną Psotkę. To naprawdę było upierdliwe, ale starałem się ją ignorować. Powoli zaczynam myśleć, że ona nigdy się do mnie nie przyzwyczai... i na nieszczęście, albo szczęście, zależy jak na to spojrzeć, Psotka była młoda. Miała nieco ponad rok, tak więc jeszcze będę musiał sobie z nią radzić przez jakieś piętnaście lat. To będzie upierdliwie piętnaście lat.
- Będziesz musiała dzisiaj przypilnować pana, i nie możesz pozwolić mu na zrobienie czegoś głupiego – poinstruowałem moją sunię, która posłusznie zaszczekała, rozumiejąc moje słowa. Posłuszeństwa to Miki powinien się od niej uczyć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz