Trochę zapomniałem o tym, kim w rzeczywistości była Banshee, z powodu bycia małym słodkim stworzeniem nie przypominała niczym groźnej bestii, którą tak naprawdę była, a która z biegiem czasu na pewno nie zaspokoi się złapaniem zająca, a nawet jelenia, pragnąc czegoś innego, czegoś bardziej grzesznego, a to bardzo mnie niepokoiło co wtedy zrobię, wiedząc, że może zabić człowieka? Nie miałem pojęcia jeszcze jak to powstrzymać, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że Sorey nie będzie miał nic przeciwko temu, aby Banshee zabijała.
– Świetnie – Mimo uśmiechu w całe się nie cieszyłem, bałem się tego, co może się stać, kiedy sunia dorośnie, pragnąc mięsa, a wraz z nią i mój mąż może się zmienić, pragnąc śmierci ludzi, chociaż już teraz widzę, że ta żądza wzrasta w nim każdego dnia.
Czy będę w stanie go przed tym powstrzymać? W tej chwili nie byłem pewien, tak wielu sprawach poddawałem się mu całkowicie, grzesząc przed moim bogiem, musząc to naprawić, musząc oddać mu hołd, mając nadzieję, że kara, którą dostanę będzie odpowiednia za grzechy, które popełnia.
Patrzyłem mu przez chwilę w oczy, widząc, że próbuję czytać ze mnie jak z kartki, chcąc zrozumieć co w tej chwili sobie myślę…
Na szczęście, w tym nigdy nie był dobry, a za to ja świetnie udawałem, robiąc dobrą minę do złej gry.
– Tylko proszę nie ucz jej zabijać ludzi – To była jedyna prośba, którą chciałem, aby przestrzegał, nie ucząc pieska agresywności w stosunku do ludzi.
– Oj Miki są ludzie, którzy na to zasługują, a ja nie uważam, aby nie mogła ich skrzywdzić – I właśnie tego się obawiałem będę musiał bardziej się postarać, aby nie robił krzywdy ludziom.
– Jeśli Banshee zacznie zabijać ludzi, a ty będziesz ich krzywdził zawiedziesz mnie – Przyznałem, mając nadzieję, że to chociaż troszkę zmieni jego nastawienie do całej tej sprawy.
– Jak ty niewiele rozumiesz owieczko są ludzie, którzy na to zasługują, a ja pozbędę się ich, aby nie skrzywdzili ciebie i naszych dzieci – Stwierdził, całując mnie w nos. – Jeszcze to wszystko zrozumiesz i poprzesz moje słowo i czyny – Zadowolony odszedł, pozostawiając mnie z kłębiącymi się w głowie myślami.
Poruszając energicznie głową musiałem wyrzucić wszystkie negatywne myśli, chcąc się czymś zająć, musząc się czymś zająć, aby nie myśleć, zaspokajając w inny sposób swoje myśli i ciało które walczyły ze sobą w wojnie między tym, co dobre, a tym, co złe.
Zakrywając ciasto przed kotami opuściłem kuchnię, poszukując wzrokiem męża, który znów gdzieś mi zniknął, ten dzień naprawdę jest dla mnie trudny od rana mój mąż każe mnie na różne sposoby w tej chwili, pozostawiając mnie samego kolejny raz.
Nie mając innego pomysłu, jak tylko zająć się ogrodem dającym mi upust emocji, których było dziś zbyt wiele.
Moim problemem w ogrodzie była sama trawa bez kwiatów i drzew niedająca mi radości z powodu tej pustki wywołującej szczęście na mojej twarzy każdego dnia, gdy widzę piękne rośliny i drzewa.
Mój mąż był całym moim życiem, ale oprócz niego miałem jeszcze inne pragnienia w życiu które były bardziej ludzkie, bardziej trywialne, ale dające mi szczęście.
Chciałbym jakoś to miejsce zapełnić, ale wyjście do miasta nie wchodzi w grę, a ja nie znałem innego sposobu na przeniesienie pięknych roślin do domu.
– Na chwilę znikam ci z oczu, a ty już szukasz sobie pracy? – Sorey który pojawił się obok mnie usiadł na tarasie, wpatrując się w trawę, na którą zwracałem sporo uwagi. – Co takiego widzisz w tej trawie?
– Widzę piękny ogród z różnymi odmianami roślin i drzew, a wszystko to mam w swojej głowie – Wyjaśniłem, chociaż w myślach, mając piękny ogród, w którym jeszcze dziś znalazłyby się kwiaty, gdyby nie brak listy, której nie zabrałem na zakupy, zapominając o roślinach, no i zachowanie mojego męża, który bardzo źle reaguje na moje wyjście do miasta, a raczej na ludzi, którzy w jego mniemaniu patrzyli na mnie jak na worek różnego sposobu doznania przyjemności.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz