Jak zwykle Mikleo za bardzo się przejmował, i to jeszcze czymś, czym nie powinien. Co jak co, ale ta praca wydaje się być serio dla mnie. Przepraszam bardzo, ale w nawalaniu ludzi po mordach to ja się sprawdzę idealnie. I nawet nie popełnię jakiegoś wielkiego grzechu, bo przecież będę bił tych, którzy będą na to sobie zasługiwać. Trochę się tylko martwię, że natężenie tych wszystkich negatywnych emocji i pragnień będzie na tyle wysokie, że będę taki podirytowany, no a jak przywalę jednemu, drugiemu, może będzie lepiej. A coś czuję, że dzisiaj przynajmniej jedna morda obita będzie, i to na pewno nie moja, a to wszystko przez moją aurę. Na pewno będzie miała ona wpływ na zachowanie ludzi. Jeszcze nie wiem, jaki, nigdy nie byłem wśród ludzi na tyle długo, by coś zaczęło się dziać, więc teraz to przetestuję.
- Nie wierzysz we mnie? – zapytałem marszcząc brwi.
- Wierzę, wierzę, chodzi mi tylko o to, że jesteś trochę... wybuchowy. I wśród ludzi zawsze taki nerwowy. Łatwo możesz się zdemaskować, albo całkowicie, albo jakąś część, oczy, dłonie... jak ktoś zauważy u ciebie szpony albo krwawe oczy, może wszcząć panikę, i... – zaczął się tłumaczyć, ale nie chciałem tego słuchać. Chwyciłem w dłonie jego policzki i ucałowałem go, uciszając go skutecznie.
- Dam sobie radę. A jeżeli coś by się zdarzyło, to dopilnuję, byś wraz z dziećmi był bezpieczny – obiecałem, kiedy już się od niego odsunąłem. – Chodź, położysz się, wyciszysz i zaśniesz. A jak dzieci będą opuszczać dom, by udać się do szkoły, ja wrócę. To nie jest wcale tak długo – uspokoiłem go, gładząc jego policzek.
- Dla mnie to cała wieczność – wyznał zmartwiony, spuszczając wzrok.
- A to na mnie narzekałeś, że cierpliwy nie jestem – odpowiedziałem rozbawiony, nie czując tego niepokoju, który to towarzyszył mojemu najpiękniejszemu na świecie mężowi. – Weź głęboki wdech, co? Odstresuj się. Może ci masaż zrobię, co? - zaproponowałem, prowadząc go do sypialni.
- Nie, po prostu... bądź przy mnie. To powinno mi wystarczyć – stwierdził, na co pokiwałem głową.
Tak więc mój Miki położył się na łóżku, ułożył wygodnie, a ja korzystając z tego, że moje ubrania są świeże i czyste, położyłem się obok niego, tuląc go do siebie. Oczywiście cały czas kontrolowałem czas, nie chcąc się spóźnić już pierwszego dnia pracy. Co to by o mnie świadczyło.
- Uważaj na siebie tam, dobrze? – poprosił w pewnym momencie, co mnie zaskoczyło. Myślałem, że już zasnął, bo tak spokojnie, głęboko oddychał...
- Dobrze. A ty uważaj tutaj na siebie. Nikogo nie wpuszczaj, dopóki nie wrócę – poprosiłem, gładząc jego policzek.
- A kto by tu do mnie zajrzał? Sąsiadów nie mamy, za dużo osób nie znam...
- I dlatego nikogo nie powinieneś wpuszczaj. Słuchaj, Miki, ja już muszę uciekać, dobrze? Nie chcę się spóźnić – powiedziałem, gładząc jego policzek. Byłem pewien, że zaśnie, ale najwidoczniej za bardzo się martwił i za dużo myślał. Może jak rano wrócę, i nic złego się nie wydarzy, to następnym razem będzie spokojniejszy i szybciej zaśnie? Na to liczę. – Hej, spokojnie, wszystko będzie dobrze – dodałem, wiedząc jego niepewny i zdecydowanie zbyt zmartwiony tym wszystkim wyraz twarzy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz