Co było ze mną? Tak naprawdę przez ten cały czas nie skupiłem się na sobie, byłem tak pochłonięty nim i jego zdrowiem, że zapomniałem całkowicie o tym, że i ja miałem drobne uszkodzenia ciała, na szczęście mi starczy tylko odrobina wody i już będę czuł się znacznie lepiej, to on przyjął wszystko co najgorsze na swojej biedne ciało.
- Nic wielkiego mi się nie stało, możesz być spokojny dojdą do siebie, najgorzej oberwałeś ty o mnie się nie musisz martwić - Wyszeptałem, odsuwając się od niego aby otrzeć łzy. Musiałem wziąć się w garść i pomyśleć, nasze dzieci wracają za dwa dni a tu wszędzie jest krew, muszę myśleć zdecydowanie muszę myśleć. - Jak się czujesz? Widzę że rany się zagoiły ale czy jesteś w stanie wstać? Powinieneś się umyć a ja muszę tu posprzątać, tak muszę coś z tym zrobić - Podniosłem się z ziemi, lekko się krzywiąc, mimo wszystko ciało trochę mnie bolało, ale to nic, mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Miki, hej uspokój się, już dobrze, powoli spokojnie, najpierw się umyjmy a później pomyślimy co dalej - Ucałował moje czoło, a jego obecność dodała mi otuchy.
Kiwnąłem delikatnie głową i wziąłem kilka głębszych oddechów. Każdy ruch wymagał ode mnie odrobiny wysiłku, ale zebrałem się w sobie i ruszyłem do łazienki. Musiałem przygotować mu kąpiel, najpierw zająć się nim, dopiero potem sobą.
Wypełniłem bali ciepłą wodą którą tak lubił, a więc zadbałem, by temperatura była idealna, nie za gorąca, nie za chłodna. W międzyczasie przygotowałem miękki ręcznik i świeże ubranie, wszystko co potrzebował do szczęścia.
- Już jestem, chodź ze mną - Powiedziałem cicho, wracając do sypialni. Pomogłem mu wstać z łóżka, ostrożnie podtrzymując go za ramię. Usiądź, pomogę ci się rozebrać, rzucając ubrania gdzieś w bok. One i tak są do wyrzucenia, nie będę w stanie ich już uratować.
Sorey nie protestował. Był spokojny, uległy, chyba wciąż zbyt słaby, by się sprzeciwić. Ale w jego oczach nie było wstydu ani niechęci, tylko zmęczenie i zaufanie.
Pomogłem mu się rozebrać, powoli, z troską, jakby każdy ruch mógł go zranić. Potem wsparłem go, gdy wchodził do balii. Usiadł, a ja chwyciłem w swoją dłoń mydło, pozwalając, by ciepła woda otuliła jego ciało. W tej chwili nic innego się nie liczyło, tylko on.
Nie zadawał pytań. Milczał, a ja w tej ciszy odnalazłem spokój. Ostrożnie go umyłem, dbając, by nie drgnął z bólu, a potem pomogłem mu wstać. Otarłem jego ciało ręcznikiem, pomogłem się ubrać i zaprowadziłem do salonu, gdzie mógł się położyć. Wciąż był słaby, wciąż potrzebował czasu. A ja miałem go dla niego tyle, ile tylko zechce.
- Leż, musisz dużo odpoczywać - Szepnąłem, pochylając się nad nim. - Ja zajmę się resztą. Spróbuję jakoś to wszystko ogarnąć. - Pocałowałem go w czoło, po czym wróciłem do sypialni. Spojrzałem na pościel zmiętą, przesiąkniętą krwią i wspomnieniami ostatnich godzin. Westchnąłem. Trzeba ją było wyrzucić. I tak nie nadawała się już do niczego. Wszystko co się tu znajduje będzie trzeba wyrzucić.
I za co ja się mam teraz zabrać? Wciąż byłem zmęczony ale to nic, powoli to ogarnę, najpierw wszystko pozbieram, tak a później umyje siebie i to co się umyć da.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz