piątek, 14 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

Dwadzieścia trzy lata… Niby nic wielkiego. Młody chłopak, przed nim całe życie. A jednak coś mnie niepokoi. Mam złe przeczucie, że kiedy tylko załatwi swoje sprawy, zniknie bez słowa. Wiem, że nie powinienem się tym przejmować w końcu to tylko przelotna znajomość, układ korzystny dla nas obu. A mimo to robi mi się dziwnie, gdy o tym myślę.
Co jak co, ale jego obecność całkiem mi odpowiada. Potrafi wkurzyć mnie jak nikt inny na świecie, a jednak wciąż tu jest, podczas gdy inni dawno odeszli.
- Smarkaty jesteś - Mruknąłem pod nosem, widząc, jak przewraca oczami. No cóż, fakty są faktami. Jest jeszcze młody, a ma na koncie więcej morderstw, niż ja miałem w jego wieku. Nasze lata liczy się inaczej, ale mimo to podziwiam, że ktoś tak młody potrafi zabijać z taką zimną krwią.
Elian tylko wzruszył ramionami i odwrócił się ode mnie plecami. Był zmęczony, to było widać na pierwszy rzut oka. Chciał spać i niech śpi, nic innego mu teraz nie pozostało.
A ja? Co ja mam w tym czasie robić? Leżeć obok niego i gapić się w sufit? Miło jest tak po prostu przy nim pobyć, ale nie to powinno zaprzątać mi głowę. Noc to najlepszy moment na działanie, na szukanie odpowiedzi, zanim wszystko wymknie się spod kontroli.
Cicho, by nie obudzić już śpiącego Eliana, opuściłem pokój, a potem cały zamek. Wyszedłem na chłodne, nocne powietrze. O tej porze rzadko można było spotkać kogokolwiek, idealne warunki do obserwacji. Ludzie śpią, a świat odsłania swoje sekrety.
Musiałem zbliżyć się do rezydencji Durandów. Niestety, napotkałem tam towarzystwo, którego wolałbym uniknąć. Wilkołaki. A co one tu, do diabła, robią? Stały w półcieniu, rozmawiając z panem tych włości, jakby planowały coś dużego.
Walczyć? Z kim? Zdecydowanie nie ze mną. Nie jestem aż takim zagrożeniem.
Ich ruchy, napięcie w barkach, sposób, w jaki słuchali Duranda… to wszystko wskazywało na jedno. Przygotowują się na przeciwnika o wiele potężniejszego.
Wampiry. I to nie byle jakie.
Poczułem zimny dreszcz przebiegający mi po plecach. Istnieje ród, którego nawet moi rodzice bali się kiedyś wymówić na głos.
A jeśli oni nadchodzą… to nawet Elian może okazać się zbyt młody, zbyt lekkomyślny, żeby to przetrwać.
Durand mówił szybko, gestykulując nerwowo. Coś mu nie pasowało. Nawet z tej odległości widziałem, jak drży mu szczęka. Bał się kogoś i to bardzo.
Coś nadchodzi, nie rozumiem tylko jednego po co byłem im ja żywy? Mogli przecież kazać rudemu mnie zabić, dlaczego więc tego nie zrobili? 
Odczuwając narastający niepokój musiałem znikać, nie chciałem aby jakiś wilkołak mnie wyczół.
Wróciłem bezpiecznie do zamku uważając aby nikt mnie nie śledził. 
Elian spał dając mi czas myśleć, przeglądać mapy, musiałem pomyśleć gdzie się ukryć gdyby nadeszli, w pojedynkę nie jestem w stanie wygrać z wilkołakami, jeden lub dwa są do przeżycia, ale cała wataha? To za wiele nawet dla mnie i myślę, że nawet mój towarzysz sobie może z tym nie poradzić.
Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę wiszącego obrazu moich rodziców.
- I co ja mam z tym zrobić mamo? Przydałaby mi się wasza pomoc, dlaczego tak szybko mnie zostawiliście? - Szepnąłem, siadając w fotelu ojca, szukając odpowiedzi w ich mapach. Tworząc w głosie plan ucieczki, gdyby nadeszła taka potrzeba.

<Elianie? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz