piątek, 1 maja 2020

Od Mikleo CD Soreya

To wszystko działo się tak szybko, zbyt szybko, poszukiwanie tego potwora zajęły zdecydowanie zbyt wiele czasu. Musiałem zgubić Soreya i Lailah, a jednocześnie podążać za helionem. To wszystko trochę utrudniało mi szybkie spotkanie się z tym potworem, którego tak pragnąłem dopaść i wysłać na drugą stronę. Gdy jednak stanąłem twarzą w twarz z opętanym człowiekiem, poczułem przytłaczającą aurę, gniew i ból te uczucia skierowały mnie na złe tory. Miałem go pokonać, a miast tego sam prawie zginąłem, gdyby nie Sorey pojawiający się znikąd już by mnie tu nie było.
Cholera jestem naprawdę słaby i to ja mam chronić przyjaciela? Kiedy to on ewidentnie chroni mnie, to nie tak miało być, nie chciałem go narażać, gdyby ten potwór go zabił ja.. Ja nie wiem, co bym zrobił.
Ostrożnie położyłem dłonie na jego ramionach, wiedziałem, że za ten wybryk nie da mi żyć, będę miał kłopoty, ale nie to było teraz najważniejsze, zniosę wszytko, co tylko mi rozkaże, nawet jeśli będzie to wbrew moim zasadą, martwi mnie jednak to, co zrobił, pasterz nie może zabić człowieka, nawet jeśli jest opętany, pasterz nie może poddać się złu, zaczynam się o niego martwić, przez moją głupotę zabił człowieka, jestem wielkim idiotą.
- Co ty zrobiłeś - Wyszeptałem, wtulając się w jego ciało, nie odpowiedziałem na słowa, które do mnie przedtem kierował, doskonale wiedziałem, że jestem idiotą i bez jego słów.
Sorey odsunął się delikatnie ode mnie, patrząc w moje oczy, im dłużej na nie patrzyłem, tym większe wrażenie miałem, że coś się w nich zmienia, nie wiedziałem co. Jednak podejrzewałem, iż duży wpływ na to wszystko miało zabicie człowieka, nawet jeśli zabił go, by chronić mnie, nie powinien się tego dopuścić.
- Sorey, Mikleo - Nim mój przyjaciel coś powiedział, o ile w ogóle chciał, przybiegła do nas Lailah, wraz, z którego kotem trzymała cały czas na rękach, zauważając martwe ciało zamarła, nie spodziewała się takiego widoku, a jeszcze bardziej nie spodziewała się tego, co usłyszała później.
- Co, co się stało? - Zapytała w końcu, odwracając głowę w naszą stronę, aby uzyskać odpowiedź dotyczącą martwego ciała leżącego nieopodal.
- Zabiłem go - Głos pasterza był obojętny, łzy całkowicie przestały już dawno płynąć z jego oczu, teraz smutek i strach zmienił się w obojętność, zdawał się nawet obojętny ode mnie, poczułem nieprzyjemny dreszcz, gdy tylko powoli podniosłem się na równe nogi, jego dłonie pomagające mi wstać były zimne, a aura bijącą od mojego przyjaciela nie była już taka sama, czyżby zabicie heliona aż tak bardzo w niego uderzyło.
- Sorey, pasterz nie może zabić człowieka - Szepnąłem, starając się dojść do siebie, po tym, co się stało, poczułem uderzenie w tył głowy, syknąłem cicho, odwracając głowę w jego stronę, chłopak był na mnie zły a ja wcale mu się nie dziełem, sam byłbym na siebie zły za to, co zrobiłem.
- Gdybyś nie był taki głupi i uparty nie musiałbym go zabijać - Warknął w moją stronę.
No tak teraz to wszystko moja wina, to znaczy od początku była to moja wina, spojrzałem w bok, drapiąc się po głowie.
- Przepraszam, nie chciałem cię narażać, to była moja sprawa - I znów dostałem w łeb, chyba zaraz mi mózg uchem wypłynie, jak dostanę jeszcze raz.
- Twoja sprawa? Jak ja cię zaraz - Nawet nie wiedział jak okazać swoją złość, najchętniej by mnie udusił albo zamordował i na jedno i na drugie sobie zasłużyłem.
- Sorey tylko spokojnie, uspokójmy się wszyscy. Opuśćmy to miejsce i przemyślmy co zrobić dalej tylko bez nerwów - Lailah starała się uspokoić chłopaka, który patrzył na mnie zmartwiony, a jednocześnie zły.
- Masz rację, tę rozmowę dokończymy później - Zwrócił się do mnie i pani jeziora, troszeczkę się uspokajając. - Do środka - Dodał po chwili, zwracając się tylko i wyłącznie w moją stronę, przez chwilę stałem zaskoczony w miejscu, nie mówiąc ani słowa, widząc jednak jego minę. Nie miałem zamiaru, nawet się mu sprzeciwiać robiąc, to co chcę, już po chwili wykonałem jego polecenie, mając tylko nadzieję, że wszystko się ułoży.

<Sorey C: >

641

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz