Już od dobrej godziny szukaliśmy z Lailah mostu albo jakiegoś brodu, by móc bezpiecznie przejść na drugi brzeg rwącej rzeki. To była już trzecia taka przeszkoda i doskonale zdawałem sobie sprawę, że szukanie bezpiecznej drogi bardzo nas opóźnia. Czasem żałowałem, że mój przyjaciel jest tak sprytny.
Kiedy usłyszałem wiadomość Mikleo, zamarłem. Poczułem łzy cisnące mi się do oczu, co ten idiota chciał zrobić? Bardzo nie podobał mi się kontekst tej wiadomości. Przeczesałem dłonią włosy czując, że powoli zaczynam wpadać w panikę oraz złość. Kiedy już znajdziemy tego irytującego idiotę, zastosuję sztuczkę z wejściem do środka, którą pokazała mi Lailah, i przez najbliższe tygodnie na noc będzie uziemiony. Odechce się mu nocnych wędrówek bez mojej wiedzy i zgody.
Pani jeziora zauważyła, że coś jest nie tak. Podeszła do mnie i przyłożyła dłoń do czoła. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele, co uspokoiło mnie w znacznym stopniu. Dzięki tej sztuczce, dłonie przestały mi drżeć.
- Powiedział, żebym nie miał mu tego za złe – powiedziałem. Mój głos brzmiał nieprzyjemnie pusto, sam byłem nim zaskoczony. – Lailah, musimy się pospieszyć, nim ten idiota zrobi coś głupiego.
Białowłosa zamarła. Po chwili zaproponowała krótką przerwę, by móc w spokoju pomyśleć. Chciałem się kłócić, w końcu jak mamy sobie robić przerwę, skoro Mikleo jest gdzieś tam i nie wiemy, jak wielką głupotę planuje, ale przekonał mnie argument o Lucjuszu; zwierzak musiał coś jeść. Usiedliśmy pod drzewem i niecierpliwie patrzyłem na pochłaniającego jedzenie kociaka.
- Powinniśmy zmienić taktykę – powiedziała nagle Lailah, delikatnie masując skronie. – Błędem było podążanie za Mikleo. Nie zrozum mnie źle – dodała szybko, zauważając oburzenie na mojej twarzy. – Mikleo specjalnie obrał taką trudną dla nas drogę. Kiedy wreszcie go znajdziemy, będzie już za późno. Powinniśmy ruszyć za helionem, w końcu to jego szuka.
- Myślisz, że jestem w stanie go wytropić? – spytałem, bawiąc się nerwowo palcami.
Lailah uśmiechnęła się ciepło i kiwnęła głową. Chcąc nie chcąc, to była najprawdopodobniej nasza najlepsza szansa, może helion nie korzysta z wód i szybciej będzie go dopaść. Nieco zdołował mnie fakt, że potwór wydawał się być w zupełnie innym kierunku, niż Mikleo. Niestety, nie mieliśmy zbyt dużego wyboru.
Podczas podróży praktycznie nie odpoczywałem i jadłem tyle, co nic. Przez cztery dni przespałem łącznie może dziesięć godzin; moje sny pomimo tego, że trwały bardzo krótko, były nieprzyjemne i miałem wrażenie, że tylko bardziej mnie męczyły. Kiedy Lailah była zmęczona, proponowałem jej, aby zastosowała tę śmieszną sztuczkę w przemianę w mały promyk; owszem, kiedy była we mnie uczucie było dziwne, ale jednocześnie przyjemne. Jej obecność w pewnym stopniu dawała mi siłę.
Podczas czwartego dnia podróży miałem pewność, że idziemy w dobrą stronę; Mikleo oraz helion zdawali się być w tym samym kierunku. To dawało mi tylko siłę, aby iść dalej. Lailah mówiła, że powinienem oczyścić heliona, zanim Mikleo do niego dotrze i wymierzy własną sprawiedliwość. Kiwałem niepewnie głową na jej słowa; wcale nie zamierzałem oczyszczać tego potwora.
Poszukiwania zajęły nam pięć dni. Miałem przeczucie, że się spóźniliśmy, dlatego kiedy tylko wyczułem wyraźną aurę zła oraz Mikleo, poleciłem Lailah pilnowanie kota i mimo jej wyraźnych sprzeciwów pobiegłem w ich kierunku.
Śmiało mogłem stwierdzić, że gdybym przybył parę sekund później, byłoby za późno. Potwór zaciskał paluchy na gardle mojego przyjaciela, unosząc go nad ziemią. Serafin był ranny, i to całkiem poważnie, sądząc po ilości krwi na jego ubraniu. Poczułem niewyobrażalny gniew na człowieka, który go skrzywdził.
- Mikleo! – krzyknąłem, zwracając tym samym uwagę potwora.
Helion wyszczerzył się ohydnie i puścił mojego przyjaciela. Serafin uderzył o ziemię z cichym łoskotem, a z jego ust wydobył się jęk pełen bólu. To tylko podsyciło mój gniew.
Walka była krótka, ale intensywna i zakończyła się jego śmiercią oraz rozcięciem mojego ramienia, czym za bardzo się nie przejąłem. Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia względem człowieka, którego właśnie zabiłem; co więcej, ten mężczyzna wzbudzał we mnie odrazę i wcale nie żałowałem, że ukróciłem jego nędzny żywot. Minąłem jego ciało z wyraźną pogardą na twarzy i podbiegłem do przyjaciela. Uklęknąłem przy nim i ostrożnie przekręciłem na plecy.
- Sorey… - wychrypiał, patrząc to na mnie to na martwe ciało człowieka, który był kiedyś helionem. Nie potrafiłem odczytać emocji, jakie mu towarzyszyły, ale to był aktualnie mój najmniejszy problem.
Użyłem mocy, którą mi podarował, i zacząłem leczyć jego rany. Były one poważne, dlatego uzdrowienie ich trochę mi zajęło. Kiedy już był cały i zdrowy, poczułem niewyobrażalną ulgę. Cały stres i niepokój, który czułem przez ostatnie dni, ze mnie uleciały. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo zmęczony i wyczerpany byłem.
- Jesteś największym idiotą, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi – powiedziałem, przytulając przyjaciela do siebie. Czułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Naprawdę niewiele brakowało, abym go stracił i dopiero teraz uderzyło to we mnie tak mocno.
<Mikleo? :3>
770
770
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz