Nie tego się po nim spodziewałem, nie z tym człowiekiem się zaprzyjaźnić i nie temu człowiekowi przysięgałem wierność. Sorey oszalał, on naprawdę oszalał. Obiecał, że nie wykorzysta tej wiedzy, a mimo to oszukał mnie i w tak potworny sposób wykorzystał, nie wiedziałem co miałem robić, jego słowa wciąż krążyły mi po głowie. Mimo podpisania paktu nigdy nie traktowałem go jak swojego pana, nie chcę być jego własnością, nie tak sobie to wyobrażałem.
Nie to jednak jest teraz najważniejsze Lailah ona.. Jak ja mam ją teraz uwolnić? Jak mam dotrzeć do przyjaciela o ile jeszcze nim jest.
- Sorey - Wydusiłem, starając się nie okazywać strachu, choć mój głos drżał niemiłosiernie. - Nie możesz jej tego zrobić, wypuść ją, proszę - Wyszeptałem, nie starając się nawet szarpać lub uwalniać z jego uścisku, teraz myślałem tylko o kobiecie, która nie zasłużyła sobie na taki los.
Sorey uśmiechnął się do mnie łagodnie, zbliżając się do mojej twarzy, aby delikatnie ucałować moje czoło.
- Nie mogę jej uwolnić, należy do mnie tak samo, jak i ty, pamiętam o tym, nie pozwolę ci odejść - W jego oczach widziałem wiele emocji, które nie były stałe, wyglądał jak gdyby, już dawno poddał się złu, udając przy nas tego dobrego i zawsze radosnego. Oboje z białowłosą się nabraliśmy, naprawdę mając nadzieję, że nic mu nie jest, jak bardzo się pomyliliśmy. Mogłem wcześniej wywnioskować z jego wczorajszego zachowania i tego pytania, że coś jest nie tak, stwierdziłem jednak, że tylko chce zrobić mi na złość za moje ostatnie zachowanie, jak strasznie się pomyliłem.
- Obiecałeś, że tego nie wykorzystasz - Starałem się z nim rozmawiać na spokojnie, aby bardziej go nie denerwować, teraz i tak ciężko będzie wyperswadować mu z głowy więzienie Lailah w mieczu i pobieranie na siłę jej mocy.
- Mój naiwny aniołek - Nie przestawał głaskać mojego policzka, wciąż usilnie trzymając moją drugą dłoń. - Myślałem, że dłużej będę musiał wyciągać z ciebie te wszystkie informacje, a ty obrzucony poczuciem winy wszystko pięknie wyśpiewałeś, nie możesz mieć teraz pretensji do mnie, sam zdradziłeś mi ten sekret - Wymruczał zadowolony, dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, jak strasznym idiotą jestem, wykorzystał mnie, jak tylko mógł, to obrzydliwe i co gorsza, nawet się z tym nie kryje.
Gdy tak o tym myślałem, z oczu zaczęły płynąć mi słone łzy, nie mogłem ich kontrolować, nie mogłem też zatrzymać, czułem straszny żal i ból, mój własny przyjaciel właśnie wbił mi nóż w serce. Edna miała rację, wszyscy bez wyjątków nawet on są tacy sami, zamydlił mi oczy i mnie wykorzystał jak przedmiot do zabawy, może nie potraktował mnie tak podłe, jak naszą towarzyszkę, ale to i tak bolało, biorąc pod uwagę, jak ważny od zawsze dla mnie był.
- Ależ nie płacz, wszystko będzie dobrze, obiecuję - Patrząc, w jego oczy wiedziałem, że nie będzie, już nic nie będzie takie jak dawniej.
Sorey wytarł łzy z mojej twarzy, już po chwili łącząc nasze usta w przymuszony pocałunku, nie mogłem nic zrobić, próbowałem się ruszyć, jakoś go odepchnąć, koniec końców ugryzłem go w język, dając mu do zrozumienia, że nie życzę sobie takich zagrań.
Oj pierwszy raz poczułem jego dłoń na moim policzku, która pozostawiła po sobie nieprzyjemne pieczenie, w tej chwili nie przeszkadzało mi to ani trochę, bolało, ale przynajmniej nie zmuszał mnie już do pocałunku, co on sobie wyobraża, więzi panią jeziora w mieczu i myśli, że posłusznie będę, robił co chce, bardzo się pomylił, trafił na naprawdę złośliwego Serafina, nie poddam się tak łatwo i uwolnię Lailah, nawet jeśli „mojemu panu” nie za bardzo się to spodoba.
Lekko poirytowany puścił mnie w końcu, wstając z ziemi, chowając miecz należący do Lailah, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie, miał prawo podejrzewać, że będę chciał ją uratować, a ja nawet nie będę chciał się z tym kryć. Pomogę jej, nawet jeśli będę musiał zrobić coś nieodpowiedniego.
- Ruszajmy - Słysząc ten rozkaz ani drgnąłem, nie miałem zamiaru nigdzie z nim iść, nie rozumiałem dlaczego? Dlaczego poddał się złu czy dobro jest aż tak trudne dla ludzi?. - Nie słyszałeś? - Odwrócił głowę w moją stronę, a w jego głosie słyszałem wzbierającą irytację.
Nie drgnąłem, po plecach przeszedł mnie dreszcze, gdy kątem oka zauważyłem zbliżającą się do mnie sylwetkę przyjaciela.
- Obiecałeś, że nie poddasz się złu, obiecałeś, że nie zapomnisz. Sorey plamisz anioły. Uwolnij nas, nie możemy z tobą być, gdy coraz bardziej zbliżasz się do ścieżki, z której nie ma już odwrotu. - Szepnąłem, odwracając głowę w jego stronę, widząc lekkie zaskoczenie. - Nie możesz nas do niczego zmuszać, nie na tym polegał pakt, to ty masz pomagać nam nie zmuszać nas do pomocy sobie - Nie chciałem go zostawić ani tego mówić, jednak nie mogłem też pomagać komuś, kto splugawić się złem, z mojej winy czy nie, anioł czyni dobro, nie może nam tego zrobić, jeśli naprawdę chce pokoju na świecie, powinien uwolnić Lailah i oddać miecz komuś, kto dokończy jego misje.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz