Od niedawna mój dom stał się również miejscem pracy ku własnemu zdziwieniu, nie była to zła decyzja. Nie obyło się oczywiście z długo godzinnymi rozmyślaniami, czy aby na pewno postępuję właściwie. Czarny kot u mojego boku dodał mi otuchy i wdzięcznym mruczeniem zachęcił do prowadzenia tego interesu. Mogłam dzięki temu poświęcać mu więcej czasu, a przecież i tak nie często wychodziłam poza te kilka ścian. Powoli moje życie robiło się rutyną, ale nie byłam jeszcze pewna czy mnie to cieszy, czy może jednak nie.
Dzisiejszy dzień nie różnił się wiele od swoich poprzedników. Nie miałam zbyt wielu klientów, a i nie zapowiadało się, że nagle przybędzie wielki tłumu. Nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić, zasiadłam na kanapie i rozpoczęłam czytanie starego zielnika. Szybko okazało się, że i to mnie nudzi, więc zmusiłam się do pobieżnych porządków w domu.
Nagle rozległo się dość głośne pukanie i natychmiast powróciłam do rzeczywistości. Ruszyłam do drzwi, rozmyślając nad powodem przyszłego pacjenta.
- Przepraszam, że tak niespodziewanie cię nachodzę, ale potrzebuje pomocy. – nieco spięty, kobiecy głos rozległ się w pomieszczeniu.
- O kurczę… - syknęłam, zasłaniając własny nos. Szybko rzuciłam okiem na gości i ze zdziwieniem przyjęłam do wiadomości, że ranny jest wilk. Wskazana rana była niespotykana i dziwna. – Wejdź, zrobię, co tylko się da.
Uchyliłam i przytrzymałam drewniane drzwi, zapraszając obojga do środka. Nie zauważyłam krwi na białej sierści zwierzaka, ale jego stan był bardzo poważny. Słaniał się z nóg, a smród rozszedł się momentalnie po całym mieszkaniu.
- Jak dawno się to stało? – zapytałam, kiedy tylko zaprowadziłam ich do osobnego pokoju, gdzie zwykle mogłam opatrywać klientów.
- Około poł godziny temu. – odpowiedziała, ale w jej głosie słychać było niepewność.
Natychmiast zabrałam się za robienie mieszanki przeciwbólowej i ostrożnie zaaplikowałam wokoło miejsca przerwania skóry. Wilk był spokojny i aż nie mogłam uwierzyć, że jest to dzikie zwierzę. Kątem oka zerkałam na białowłosą i zastanawiałam się, jakim sposobem zaprzyjaźniła się z wilczurem.
Zapach był na tyle silny, że kazałam opuścić nieznajomej pomieszczenie, co zrobiła z niechęcią. Sama przyłożyłam materiał do nosa, otworzyłam okna i rozpoczęłam ostrożne oczyszczanie rany. Zwierzę pomimo bólu nie atakowało, tak jakby wiedziało, o co mi chodzi.
Po długim i ciężkim czasie udało mi się zatrzymać działanie trucizny i nawet pobrać kawałek z pozostałości. Najdziwniejsze było to, że strzałka nie spowodowała wypływu krwi, a trucizna momentalnie wchłonęła się do organizmu, a jej działanie pasowało do kilku znanych roślin. Żadna jednak nie wydzielała tak obrzydliwego smrodu.
- Jest dobrze, wyjdzie z tego. – złapałam powietrze, wpuszczając zaniepokojoną dziewczynę.
Wilk leżał jeszcze osłabiony, ale jego ogon momentalnie się poruszył, kiedy właścicielka się pojawiła. Mimochodem się uśmiechnęłam i odetchnęłam.
- Potrzebuje jeszcze dłuższej chwili, więc zostawię Was samych. Jakby coś się działo to jestem obok. I nie radzę ruszać ziół. – wskazałam na półki pokryte słoikami z różnymi roślinami. – I nie jestem w stanie stwierdzić, co to była za trucizna, pobrałam jej resztki, ale nie jestem w stanie zagwarantować, że się dowiem, co to było.
Westchnęłam, ciągle rozmyślając i analizując, czym mogła być ta substancja. Musiałam również poinformować ją o tym, że wilk przez kilka dni nie będzie mógł zbyt dużo się poruszać i musi przyjmować pewne odtrutki, ale zostawiłam to na później. Wystarczająco dużo nerwów wisiało w powietrzu.
- Ahh i nazywam się Keya Reed. Chcesz coś do picia? – zapytałam ostrożnie.
Tym razem przyjrzałam jej się dokładniej i zauważyłam, że wygląda bardzo młodo. W jej oczach tańczyły iskierki, których należało się bać, a ja nie do końca byłam pewna, z kim mam do czynienia. Przez myśl przeszedł mi nawet jakiś wilkołak, ale wydało mi się to zbyt absurdalne. Chyba już nigdy nie pozbędę się niemal już automatycznego zachowania, które nakazuje przeanalizować, kto stoi obok. Nie wątpiłam jednak przeczuciom i temu, że nie mogę nikomu ufać.
Yuuko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz