Życząc mężowi smacznego, zabrałem się za jedzeniem pysznej pieczenii, na którą dziś miałem strasznie ochotę, co prawda jeszcze nigdy nie musiałem, ale jadłem, gdy tylko naszła mnie taka ochota, dziś jednak była wyjątkowa sytuacja, chciałem, aby mój mąż wybaczył mi moje zaniedbanie, mając nadzieję, że ten weekend trochę go zaspokoi i znów przez jakiś czas nie będzie taki nerwowy, nie chce w końcu się kłócić, kocham go i chce spełnić każdą jego zachciankę, jednak nie zawsze jestem w stanie to uczynić.
- Smakuje ci? - Zapytałem, zerkając kątem oka na męża, mając nadzieję, że mój ukochany jest zadowolony z przygotowanego przeze mnie posiłku.
- Bardzo, jak zawsze twoje obiady smakują najlepiej - Wymruczał, zajadając się obiadem, który dziś przygotowałem.
- Cieszę się - Przyznałem, jedząc sałatkę, którą przygotowałem do pieczęci, co jak co ale po ciąży wciąż czułem, że mam za dużo ciała nie mówiąc już o tym, że moja skóra nie była już taka piękna jak przed nią, na moje szczecie mój mąż nie był facetem, który by mi to wypominał, wręcz przeciwnie ciesząc się, że mam trochę więcej ciała mając za co złapać, a tak przynajmniej mi zawsze mówił, gdy miałem drobny załamania nerwowe.
- Jak w pracy? - Gdy o to zapytał, skrzywiłem się delikatnie, nie mając ochoty o niej rozmawiać, co jak co ale prace wolałbym pozostawić w pracy, nie mając ochoty na rozmowę o niej, tym bardziej że wiem, jak Sorey reaguje na to, jak bardzo daje się wykorzystywać, dlatego właśnie lepiej tego nie mówić niż później żałować jakichś słów.
- Dobrze, męcząco, ale dobrze, lubię spędzać czas z ludźmi i pracować z Misaki, gdybym tak mógł, miałbym same z nią zmiany - Przyznałem, kończąc obiad, który naprawdę mi dziś smakował i przyznam nawet, że mi się udał.
- To może w takim razie zaproponuj zmiany z Misaki szefowi? - Zaproponował, co nie było takim głupim pomysłem, w sumie mógłbym to przemyśleć, ale nie teraz, teraz muszę posprzątać po obiedzie.
- Przemyśle to - Obiecałem, wstając od stołu, zbierając talerze ze stołu, wkładając je do zlewu.
- Może ja umyję? - Zaproponował, przytulając się do moich pleców.
- Nie trzeba, ja to zrobię, dziś ja robię dla ciebie, co tylko chcesz - Wyznałem, myjąc naczynia, czując usta męża, który delikatnie pieścił moją skórę na szyi, ustami dłoni wślizgując się pod koszulę, którą miałem na sobie założoną.
- Jeśli robisz wszystko dla mnie w takim razie nie mój tych naczyń nie teraz - Wyszeptał, chwytając moje policzki, odwracając głowę w swoją stronę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który chętnie odwzajemniłem, przestając myć naczynia, skupiając się na jego ustach.
Sorey czując, że jestem już jego, posadził mnie na blacie w kuchni, odpinając guziki koszuli, którą miałem na sobie bez zastanowienia zdejmując moją dolną część odzieży, popychając mnie na blat, patrząc na mnie przez chwilę z uwagą.
- Co się dzieje? - Zapytałem, patrząc na niego z szybkim oddechem.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? Nie chce, abyś się zmuszał - A ten głupek znów swoje no i po co gada? Niech robi, a nie gada.
- Zamknij się i bierz mnie tu i teraz - Odezwałem się, mając już dość jego gadania, chcąc, aby zrobił ze mną, co tylko chce, nie myśląc już o niczym tylko o mnie i tym, co ma ze mną teraz zrobić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz