piątek, 25 sierpnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Mogłem się tego spodziewać, Sorey zawsze nie czuje się dobrze po tak okropnej dla niego pogodzie.
- Zrobiłem rosół, chciałbyś? - Zapytałem, patrząc uważnie na jego twarz, bojąc się o niego, co by nie było, był przemarznięty i zmęczony, najlepiej, aby teraz zjadł coś ciepłego, rozgrzał się i poszedł się położyć do łóżka, a ja zajmę się już całą resztą, w końcu świetnie radzę sobie teraz to i później sobie poradzę, bez niego a on niech odpocznie, bo tego właśnie potrzebuję.
- Zjem, zjem bardzo chętnie - Stwierdził, siadając na krześle, uśmiechając się do dzieci wesoło, w tym czasie ja zagrzałem mu rosół, stawiając przed nim wraz z łyżką, którą od razu chwycił do rąk, zabierając się za szybkie jedzenie posiłku, który bardzo go rozgrzał i z tego, co zauważyłem, również usnął, Sorey ledwo trzymając się na nogach, nie miał siły nawet od stołu wstać, prawie mi przy nim usypiając. Cicho wzdychając, pomogłem moje zmęczonej kaczuszce podejść do kanapy, na której położyłem go, przykrywając grubym kocem.
Mój biedaczek, a wszystko to z powodu tego, że nie dałem sobie rady pracować. Gdybym tylko nie dał się wykorzystywać, on nie musiałby teraz tak cierpieć.
Czuję się z tym naprawdę okropnie, naprawdę nigdy nie chciałem, aby tak się to skończyło.
Miałem nadzieję, że uda mi się pracować i nie dawać wykorzystywać, niestety chyba jestem zbyt naiwny na ten świat. Mimo że żyje na nim dużo dłużej niż mój mąż.
Westchnąłem cicho, całując go w czoło, wracając z tym samym do moich maluchów, które również tak jak ich tatuś były zmęczone po zjedzeniu obiadu, nie chcąc więc męczyć ich jeszcze dłużej, wziąłem na ręce, zanosząc do ich pokoiku, gdzie spokojnie położyłem do łóżeczka, biorąc w dłonie książeczkę, czytając im bajkę, nim odpłynęły zmęczone połową tego dnia.
Nie mając tej chwili już nic do roboty, postanowiłem troszeczkę sobie posprzątać w domu, a przede wszystkim w salonie, gdzie nasze maluchy najczęściej się bawią, nie chciałem w końcu, aby sierść lub inny brud trafiły do ich małych buziek.
Cicho, aby nie obudzić mojego biednego wycieńczonego męża, zacząłem sprzątać w salonie, odkładając zabawki na swoje miejsce, zamiatając podłogi, wycierając szafki, stół, a nawet wyczesując zwierzaki, które roznosiły najwięcej brudu, a mianowicie sierści, która zawsze była wszędzie.
Zajęty zwierzakami, usłyszałem męża, który trudem próbował wstać z trudem, próbował wstać z kanapy, ale po co? Tego jeszcze nie wiedziałem.
Podchodząc do niego, powstrzymałem go przed wstaniem z kanapy, dotykając jego czoła, które było dosyć chłodne, zmartwiony z tego powodu, szybko ruszyłem po ręcznik, który namoczyłem gorącą wodą, kładąc mokry ręcznik na jego czole.
- Leż, nie wstawaj odpoczywaj - Poprosiłem go, delikatnie głaszcząc po jego policzku.
- Muszę wstać, muszę pomóc ci przy dzieciach - Stwierdził, co spowodowało ciche westchnięcie wydobywające się z moich ust.
- Sorey kotku, nie musisz się o nic martwić, dzieci śpią dlatego i ty śpij, nic się nie dzieje, nie musisz wstawać - Wyszeptałem, łagodnie się do niego uśmiechając, postanawiając przynieść mu jeszcze jeden koc, aby być pewnym tego, że będzie mu ciepło i że moja drobna opieka nad nim pomoże mu jutro wrócić do pracy.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz