wtorek, 29 sierpnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey miał rację, byłem zmęczony, naprawdę zmęczony, nieprzespana noc trochę w kość mi dało, ale to przecież nic takiego jestem w stanie pilnować dzieci jeszcze chwilę.
Tak bardzo przynajmniej chciałem pilnować męża i dzieci chcąc mieć wszystko pod kontrolą, niestety nie byłem w stanie tego zrobić, padając na twarz szybciej, niż zdążyłem nawet pomyśleć.
Zmęczony spałem jak nigdy dotąd a mimo to za każdym razem, gdy tylko coś stuknęło, otwierałem oczy, odwracając się w stronę dzieci, nie chcą, aby cóż im się stało, to wszystko powodowało, że nie mogłem porządnie wypocząć, chociaż to i tak było całkiem przyjemnie, położyć się do łóżka tak po prostu leżąc bez większych obowiązków.
- Mama - Słysząc głosy naszych dzieci, otworzyłem zaspane oczy, odwracając głowę ich kierunku.
- Tak? Coś się stało? - Zapytałem, podnosząc się do siadu, pomagając Malucha wejść do naszego łóżka, potrzebując chwili, aby dojść do siebie po tym przerywanym śnie.
- Glodni - Powiedzieli, równocześnie sprowadzając mnie tym na ziemię. Mój panie, która już jest godzina już dawno posunięciem w kuchni robić im obiad, zawaliłem i to strasznie, no i po co mi był ten sen?
Westchnąłem cicho, wycierając dłonią twarz, wstając z łóżka.
- Już idę, zostańcie z tatą, tylko proszę grzecznie - Pogłaskałem maluchy po głowie, zerkając na męża, który przez cały czas nic nie mówił, patrząc na mnie ze zmartwieniem w oczach. Dlaczego? Tego nie wiem. Wiem, jednakże stanowczo przesadza, mi nic nie jest i nie będzie, nie musi się o mnie martwić, ja sobie świetnie poradzę, a on niech odpoczywa, póki może, bo coś czuje, że gdy tylko wróci do zdrowia, dzieci nie dadzą mu żyć, ciągle coś od niego chcąc.
Uśmiechnąłem się do męża delikatnie, całując go w czoło, nim wyszedłem z pokoju, zostawiając ich samych, mając co robić w kuchni, musząc jeszcze zwierzaki nakarmić, całkowicie o nich zapominając, moje biedaki, od razu musiałem to nadrobić, dając zwierzakom jeść, robiąc obiad dzieciom, które musiały jak najszybciej zjeść, aby nie rozpłakać mi się, bo tego bardzo nie chciałem.
Starając się robić obiad, najszybciej jak się tylko dało, zrobiłem coś prostego, ale dobrego, a mianowicie chrupiące naleśniki z twarogiem śmietankowym zanosząc jedzenie do sypialni, gdzie nasze maluchy już niecierpliwie kręcąc się na łóżku. Dostrzegając mnie, od razu wyciągnęły swoje małe rączki, chcąc, abym jak najszybciej dał im jedzenie, co naturalnie uczyniłem, robiąc to wspólnie z ich tatą, aby móc spokojnie nakarmić obojga.
Nakarmione dzieci były już zdecydowanie spokojniejsze, nie chcąc już aż tak naszej uwagi, świetnie bawiąc się ze sobą. I proszę, jak niewiele dzieciom jest potrzebne, aby mogły być szczęśliwe.
Patrząc na maluchy przez chwilę, westchnąłem cicho, wstając z łóżka, biorąc talerze, musząc teraz pomyć po obiedzie.
- Zostaw, ja ci pomogę - Powiedział, próbując wstać, co niestety mu nie wyszło i znów to samo tłumaczenie mu, że to głupi pomysł a mimo to on twierdził, że mi pomoże, no i weź tu, z głupkiem gadaj.
Nie komentując tego, westchnąłem cicho, biorąc talerze i bez gadania zabierając je ze sobą, rozmowa z nim nie ma najmniejszego sensu, a więc po prostu przestanę rozmawiać, tylko wyjdę i zabiorę się za robotę.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz