Czekałem cierpliwie, jak moja Owieczka zaśnie, by móc wrócić do dzieci. Martwiło mnie jego zachowanie, jego krzyki i problemy z rozpoznawaniem rzeczywistości. Bardzo żałowałem, że Miki wtedy odciągnął mnie od tamtego człowieka. On zasługiwał na coś znacznie gorszego, niż rozwalony nos i dwa stracone zęby. Może powinienem tam wrócić do niego, dokończyć dzieła...? Nie, Miki chyba by tego nie chciał i byłby na mnie zły, czego nie rozumiałem. On najbardziej powinien chcieć jego śmierci, w końcu to on go skrzywdził, przez niego ma te koszmary... gdyby jednak zmieniał zdanie, od razu jestem gotów to zrobić.
Jak zasnął, to ostrożnie położyłem go na poduszce i otuliłem cienkim kocem, po czym pocałowałem w czoło, na chwilę się z nim żegnając. Teraz musiałem zająć się dziećmi. I zastanowić się muszę, gdzie one będą spać, bo przecież nie u nas. Nie, kiedy Miki ma koszmary, bo wtedy na pewno będzie je budził i on będzie płakał, dzieci będą płakać, i nie będę wiedział, w co ręce włożyć, już nie mówiąc o tym, że dzieci będą zestresowane. Może z Lailah...? O ile oczywiście się zgodzi zostać. Mój Boże, gdyby nie ona, to ja nie wiem, jak bym dał sobie bez niej rady. Musiałbym się rozdwoić, by zajmować się Mikim i dziećmi.
- Zasnął – powiedziałem cicho, kiedy zszedłem a dół, a następnie wziąłem na ręce moją małą księżniczkę, która wyciągała rączki w moją stronę. I znów była tak bardzo cieplutka... ale to chyba moja wina, bo Miki czuje się źle, a jak Miki czuje się źle, to i ze mną najlepiej nie jest. Nie za bardzo wiem, od czego jest to zależne.
- Wszystko z nim w porządku? – dopytała Lailah, tuląc na rękach drugie maleństwo.
- Nie. I wydaje mi się, że jeszcze dużo mu zajmie, nim wróci do zdrowia – wyjaśniłem, ciężko wzdychając. Będę przy nim oczywiście tak długo, jak tylko będzie mnie potrzebował. Nie zostawię go samego z tym wszystkim. – Słuchaj... czy nie będzie to dla ciebie problemem, jeżeli będziesz spała z dziećmi? Miki ma koszmary i boję się, że będzie je budzić.
- Pewnie. Mogę je nawet zabrać do zamku na kilka dni, jeżeli to ma pomóc – zaproponowała, a ja po chwili zastanowienia pokręciłem głową. Miki potrzebował obecności mojej i dzieci. Może nie w tym momencie, ale jutro wezmę do niego dzieci, by trochę sobie z nimi posiedział. Chyba, że nie będzie chciał, albo nie będzie miał na to siły, no to nie będę go męczył.
- Wolałbym, by dzieci były w domu. I coś mi się wydaje, że Miki też by tego chciał – wyjaśniłem, całując rączki Hany, która macała mnie po twarzy z wielkim uśmiechem na ustach. A to łapała mnie za nos, za poliki... nie wiem, po co to robiła, ale niech robi co chce, póki mi nie przeszkadza.
- Dobrze. Nie musisz przynosić kołysek, położymy je na kanapie, miejsca mamy dużo – powiedziała, na co kiwnąłem głową. To nawet lepiej, nie chciało mi się przenosić kołysek na dół. Do innego pomieszczenia na górze jak najbardziej, ale znosić to po schodach, i później znowu wnosić... no, nie chciało mi się, ani nie miałem na to siły.
Tak więc posiedziałem z Lailah i dziećmi, pomogłem jej rozłożyć kanapę, uśpić dzieci, a kiedy to zrobiłem, wróciłem do Mikleo. Chciałem się do niego przytulić, no wystarczyło, że tylko odrobinkę się na niego naparłem, a on już obudził się z krzykiem prosząc, bym go puścił, strasznie się przy tym szarpiąc i wierzgając. W tym amoku mnie nawet uderzył w twarz, co na pewno nie było planowane, dlatego zły nie byłem.
- Hej, Miki, spokojnie, to tylko ja – powiedziałem, chwytając go mocniej za nadgarstki, by nie zrobił mi krzywdy. I sobie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz