Im częściej śnił mi się ten koszmar, tym bardziej pusty robiłem się w środku, nie mogąc sobie z tym poradzić, niby udało mi die uciec i nie powinienem tak tego przeżywać, ale nie umiem inaczej, moje ciało jest ciągle spięte i wystarczy, jeden zły ruch, abym zareagował krzykiem nie mówiąc już o mocy, która mogłaby go skrzywdzić, nie tylko jego, bo i dzieci też, jestem w tej chwili niebezpieczeństwem dla bliskich i siebie samego.
- Cieszę się - Powiedział, odwracając swoje puste spojrzenie w jego stronę, nim położyłem się na poduszkę, zamykając oczy. - Przytul mnie, proszę - Poprosiłem, nie chcąc już niczego innego, cokolwiek by nie zaproponował, nie sprawi, że się uśmiechnę, teraz nic już nie jest w stanie mnie ucieszyć, gdy ja sam jestem już zmęczony, tym co się stało.
Sorey bez gadania wykonał moją prośbę, przytulając się do mnie delikatnie, głaszcząc po ramieniu, takimi czynami szybko mnie usypiając.
Niestety ta noc tak jak i każda poprzednia nie była spokojna, znów zacząłem w nocy się szarpać, a nawet przypadkiem użyłem swoich moic, aby odtrącić od siebie męża. Z tego powodu było mi naprawdę źle, zrobiłem mu krzywdę, mimo że nie chciałem, tak niewiele brakowało, aby żałować tego do końca swoich dni. Mogłem go zabić, a tego w życiu bym sobie nie wybaczy.
Przez to, co uczyniłem, nie mogłem już spać, bałem się, że znów zrobi mu krzywdę, bałem się samego siebie, prosząc, aby więcej tej nocy mnie nie dotykał. Wiedząc, że i tym razem mógłbym go skrzywdzić. I nawet słowa męża, który twierdził, że tak nie będzie, wcale mnie nie przekonywały, zrobiłem to raz, a więc mogę zrobić i następny...
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca które łaskotało mnie po twarzy, zmuszając do otwarcia oczy a i po co? Przecież i tak z łóżka nie miałem zamiaru wychodzić, nie chcąc nikogo już więcej skrzywdzić.- Dzień dobry owieczko jak się czujesz? - Zapytał mój mąż, wchodząc do sypialni, zwracając moją uwagę na swoją osobę.
Nie odpowiedziałem, nic patrząc na niego tępo pustym wzrokiem, nie mając ochoty rozmawiać, chcąc się zamknąć w czterech ścianach i już nigdy stamtąd nie wychodzić.
- Wszystko w porządku, potrzebujesz czegoś? - Zapytał, chcąc dotknąć mnie w policzek, z powodu czego odwróciłem się do niego plecami, nie chcąc, aby mnie dotykał, nie po tym ci mu zrobiłem.
- Miki zrobiłem coś nie tak? - Zapytał, zmartwiony nie wiedząc, dlaczego zachowuje się w ten dziwny dla niego sposób. - Hej mów do mnie, jeśli coś zrobiłem, powiedz mi o tym - Starał się dalej, mówić kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie dotykaj, proszę. Nie chcę ci znów krzywdy zrobić - Powiedziałem, odsuwając się od niego, bojąc się o niego samego, tak niewiele brakowało, abym go skrzywdził, przecież gdybym się nie opamiętał, mógłbym mu zrobić naprawdę poważną krzywdę, a mimo to on stara się mnie pocieszyć, nie powinien, powinno się mnie za to zganić a nie jeszcze pocieszać, mój mąż jest dla mnie za dobry, nie zasłużyłem sobie na to, nie za to, co mu zrobiłem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz