Bałem się, bałem się szczerze, co Sorey teraz zrobi, nie chciałem, aby zrobił mu krzywdę, mimo że ten człowiek właśnie mi ją zrobi i pewnie, gdyby nie moje moce wykorzystałby mnie tam. Wiedząc, że siłowo nie mam z nim żadnych szans.
Nie mogąc pozwolić, aby mój mąż zabił człowieka, nawet tak obrzydliwego, przebrałem się, schodząc na dół, gdzie przebywała Lailah, którą poprosiłem o pilnowanie dzieci, samemu wychodząc z domu.
Droga do małego gabinetu, w którym pracował mężczyzna, wydawała mi się jeszcze dłuższa niż przedtem, zmęczenie nie pozwalało mi, biec szybciej niż bym chciał.
Dlatego, gdy tylko dotarłem do budynku, wbiegłem do środka, powstrzymując męża przed zabiciem człowieka.
- Sorey nie, proszę, on nie jest tego wart - Wypowiedziałem, wtulając się w jego gorące ciało, bolało nawet bardzo, ale tylko w taki sposób mogłem go uspokoić, wiedząc, że moja bliskość zawsze go uspokaja.
- Nie powinno cię tu być, a on zasłużył na śmierć, dobierał się do ciebie - Warknął, z pogardą patrząc na mężczyznę leżącego na ziemi, widać było po nim, że Sorey go nieźle poturbował, ale czy było mi go szkoda? W ogóle zasłużył na to, ale nie na śmierć na nią nie zasługuje nikt, póki pan nasz o tym nie zadecyduje.
- Błagam, on nie jest wart twojego grzechu - Wyszeptałem, mocno go trzymając, wiedząc, że gdy puszczę on go zabije.
- Sam tego chciałeś, kusiłeś mnie - Gdy to powiedział, Sorey znów uderzył go w twarz, chcąc zamordować na miejscu.
- Proszę nie, zrób to dla mnie - Poprosiłem, patrząc na niego ze łzami w oczach.
Sorey jeszcze walczył ze sobą kilka chwil, nim odpuścił, robiąc to, o co go prosiłem, rzucając mężczyźnie kilka słów, nim chwycił mnie za dłoń, zabierając z tego okropnego miejsca.
- Sorey go boli - Wyszeptałem cicho, wiedząc, że był zły, a emocje brały nad nim górę, co skutkiem było mocne ściskanie mojej dłoni.
- Co? Aa przepraszam - Odezwał się, luzując uchwyt, całując moją dłoń. - Nie powinieneś mnie powstrzymać. Zasłużył, zasłużył sobie na to - Warknął, wciąż nie mogąc przeżyć tego, co się wydarzyło. Co doskonale rozumiałem, mój mąż zawsze bardzo o mnie dbał i przeżywał ze mną te ciężkie chwile, przeżywając je tak samo źle, jak ja.
- Przepraszam, ja tylko chciałem znaleźć pracę - Wyszeptałem, spuszczając wzrok. Wiedząc, że teraz już nie będę w stanie iść do żadnej pracy, bojąc się każdego następnego mężczyzny.
- Hej owieczko nie przepraszaj, ty nic nie zrobiłeś, to on cię skrzywdził, nie możesz się o to obwiniać, nie ty zawiniłeś - Powiedział, zatrzymując się, tym samym kładąc mi dłonie na policzkach. Chcąc, abym na niego patrzył.
- A może gdybym.. - Zacząłem, ale nie umiałem tego dokończyć, co jeśli to faktycznie moja wina? Może zrobiłem coś nie tak, może po wiedziałem coś nie tak, sam już nie wiem, czuje się okropnie, czuje, że to moja wina. - A co jeśli naprawdę go zachęciłem? Nie wiem, może zrobiłem coś nie tak, nie rozumiem, dlaczego mi to zrobił - Wyszeptałem, spuszczając wzrok, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz