Wszystkie te drobne poszlaki, takie jak wrócenie wcześniej z pracy, mrożące krew w żyłach słowa wypowiedziane przez sen czy siniaki zaczęły się łączyć w całość. I ta całość absolutnie mi się nie podobała. Musiałem jednak mieć potwierdzenie, by jakkolwiek zareagować, a jak już zareaguję, to z faceta, który go skrzywdził, zostanie tylko kupka popiołu. Muszę teraz tylko dowiedzieć się, czy moje podejrzenia są słuszne.
- Mikleo, zdejmij koszulę – poprosiłem, chcąc najpierw uleczyć jego rany, które chyba zadał sam sobie, szorując się za mocno twardą szczotką. Zdarł z siebie skórę przez tego zwyrodnialca... zmartwienie mieszało się we mnie z gniewem, i sam nie wiem, co wygrywało.
- To nic, nie musisz się mną przejmować – wymamrotał, patrząc się wszędzie, tylko nie na mnie. On chyba nie sądzi, że ja mu teraz odpuszczę. Nie teraz i nie przy tych wszystkich objawach.
- Mikleo, po raz ostatni proszę cię, zdejmij koszulę. I nie będę się powtarzał – powiedziałem, troszkę bardziej zdecydowanie, mając już troszkę dosyć tych wszystkich kłamstw i wymijających odpowiedzi.
Mikleo spojrzał na mnie niepewnie chyba po raz pierwszy odkąd wrócił z pracy, i powolutku zdjął z siebie koszulę. Zauważyłem jedną zależność, zdarta skóra była tylko w miejscach, w których były siniaki, co tylko spowodowało we mnie większy gniew. Nie na niego. Na niego nie miałem prawa być zły, on nie zrobił nic złego... no dobrze, może jedną rzecz zrobił źle. Zataił przede mną prawdę. I dalej zatajał, czego nie rozumiałem. Chcę mu pomóc, i to bardzo. Gdybym mógł, oddałbym dla niego wszystko, nawet życie, byleby tylko wszystko z nim w porządku było. No ale jak ja mam mu pomóc, kiedy nie wiem, co się dzieje? Mam podejrzenia, paskudne podejrzenia, no ale to tylko podejrzenia. I bardzo bym chciał, by to były tylko podejrzenia, a prawda okazała się zupełnie inna. Lżejsza.
Nie myśląc o tym za dużo, zabrałem się za leczenie nie tylko zdartej skóry, ale i siniaków. Zrobiłem to bardzo spokojnie i delikatnie, nie chciałem zrobić mu jeszcze większej krzywdy i sprawić bólu. Miałem straszne wrażenie, że mój mąż i tak już przecierpiał wystarczająco. Jeżeli tylko dorwę tego faceta... spokojnie, Sorey, bo jeszcze poparzysz Mikiego, no a nie tego chcę. Teraz zachowaj spokój. Gniew wykorzystaj na tego, który zostawił mu te siniaki.
- To już wszystko? – zapytałem, lecząc ostatnie widoczne dla mnie podrażnienie. Znacznie poprawiłem się w uzdrawianiu, więc i to zajęło mi to nie tak wiele czasu, jak podejrzewałem. Mikleo pokiwał głową, dalej nie chcąc na mnie patrzeć. Czemu? Nie rozumiałem tego. Nie mam pełnego obrazu tego, co się stało, ale jestem pewien, że to nie jest jego wina. – Więc teraz powiedz mi, co się stało.
- Nic się nie stało – a on dalej swoje... chciałem być cierpliwy, bo tego Miki potrzebował, ale z każdą taką głupią wymówką coraz jej mniej miałem. – Po prostu upadłem – dodał, a ja westchnąłem ze zrezygnowaniem.
- Owieczko ja wiem, że głupi jestem i to się u mnie pewnie nie zmieni, ale nawet ja na taką głupotę się nie nabiorę. Co się stało? – zapytałem po raz drugi, znów używając tego bardziej zdecydowanego tonu mając nadzieję, że znów zadziała.
No i zadziałało. Mikleo opowiedział mi wszystko, albo tak dokładniej prawie wszystko, bo opuściłem dom, kiedy dotarł do momentu, w którym to facet popchnął go na biurko. Nie musiałem wiedzieć, co działo się dalej, to mi wystarczyło, by wiedzieć, że mogę go z czystym sumieniem zabić. Będzie żałował, że kiedykolwiek zbliżył się do mojego męża.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz