Muszę przyznać, że na Mikleo już tak odrobinkę zły byłem. Mam nieodparte wrażenie, że mój mąż chce sobie zrobić jeszcze większą krzywdę niż dotychczas. W nocy zleciał z łóżka, gdyż koniecznie musiał mnie obudzić, a teraz spadł ze chodów, bo przecież koniecznie musiał zejść na dół. Pomyślał, co by się stało, gdyby tak coś złamał, skręcił? Gdyby tak się stało, to bym go chyba wtedy udusił, potem znalazłbym sposób na przywrócenie go do życia, wyleczył go i jeszcze raz udusił. Ja nie wiem, co z nim jest nie tak, on lubi ból, czy coś? Normalna osoba, kiedy coś ją boli albo jak czuje się słabo, no to leży w łóżku, wypoczywa, a nie stacza ze schodów. Jakbym miał mało obowiązków na głowie.
- Już cię odnoszę – powiedziałem do Mikleo, kiedy oddał dzieci Lailah.
Nie mógł być tu na dole, tu zaraz będzie głośno, będzie się dużo działo, a on musi odpoczywać, i to w chłodnym miejscu, dlatego jak tylko go zaniosę do sypialni, to otworzę tam okno. Będę tylko później musiał pamiętać, by je później zamknąć, bo dzieci nie mogą spać w tak zimnym pokoju. Chyba, że bym przeniósł kołyski...? Może jeszcze nie będę ich rozdzielał, tylko dam bliźniaki do jednego pokoju, na przykład do pokoju Haru. W sumie, to jest pomysł... Miki będzie miał spokój, ciszę i chłód, czego teraz bardzo potrzebuje. Tylko nie wiem, czy dzieci potrafią bez nas spać. Najwyżej przeniosę tam do ich pokoju jakiś fotel i w nim spać będę. Nie będzie to dla mnie najwygodniejsze, no ale jakoś przetrwam. To nie moje dobro jest najważniejsze, a moich najbliższych.
- Ja chcę tutaj zostać – bąknął cicho, krzyżując ręce na piersi. I co ja z nim mam...
- Będziesz czuć się lepiej, to będziesz tu sobie leżał, ale na razie musisz iść na górę – wyjaśniłem, mając troszkę dosyć jego upartości.
- Skoro Mikleo chce tu być, to niech będzie. A jak będzie zmęczony, to wtedy go odniesiesz – stanęła w jego obronie Lailah. Posłałem jej pełne zawodu spojrzenie, miała wziąć moją stronę, nie jego.
- Musi odpoczywać, a tutaj nie wypocznie – odezwałem się do niej mając nadzieję, że zaraz zmieni zdanie.
- Jeżeli faktycznie jest taki zmęczony, to zaraz padnie. Myślę, że wtedy nie będzie się w żaden sposób przed tym wzbraniał.
No i zostałem przegłosowany. Nie do końca z tego faktu zadowolony zająłem się swoimi obowiązkami, co jakiś czas zerkając na Mikleo, zmartwiony jego stanem zdrowia. I już z daleka widziałem, że ledwo co utrzymywał otwarte oczy. Czemu on musiał być tak strasznie uparty...? Mimo, że chciałem, nic nie mówiłem tylko czekałem, aż w końcu zaśnie na tej kanapie, co oczywiście szybko się stało. Wtedy od razu rzuciłem to, co aktualnie robiłem, i zabrałem go na górę. Zgasiłem jeszcze palący się ogień w kominku, otworzyłem okno, przykryłem go cieniutkim kocykiem., by było mu wygodnie... no, chyba już tu więcej dla niego zrobić nie mogłem. I kiedy już to wszystko zrobiłem, to też poczułem się strasznie zmęczony. Ja jednak nie mogłem odpoczywać, musiałem dokończyć obiad, posprzątać, dziećmi się zająć... pewnie jestem w takim stanie przez to, że ciągle jestem wychłodzony i martwię się o mojego Mikleo. No ale jak ja się o niego mam nie martwić, kiedy to Mikleo wygląda tak okropnie, i jest taki słaby, i ledwo chodzi... no nie potrafię się nim nie przejmować. Oby tylko wkrótce mu się poprawiło, bo z tego zmartwienia do kości przemarznę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz