poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Miki miał rację. Jak wrócę do pracy, nie będę mógł poświęcać naszym maleństwom tyle uwagi, ile bym tylko chciał, ale nie mogłem też pozwolić na to, by Mikleo mi się zamęczył, a on był ewidentnie na dobrej drodze do wykończenia się. Praca u niego odpada. Najwidoczniej taka już natura, by kobieta siedziała z dziećmi, a mężczyzna pracował. Co prawda, Mikleo kobietą nie jest, ale jest za to bardziej kobietą, niż ja, więc możemy powiedzieć, że w tym związku to on odgrywa tą typową kobiecą rolę. 
- Dzieci i tak bardziej potrzebują matki niż ojca – powiedziałem z uśmiechem nie chcąc, by się przejmował. Jakoś będę musiał pogodzić pracę, opiekę nad dziećmi, Mikim i zwierzakami, i jeszcze zajmowanie się domem... w sumie, to ja tak dużo spać nie muszę, więc będę mniej spać. Tak trzy godzinny dziennie powinny mi wystarczać. Jak się troszkę pogłówkuje, to się znajdzie czas i energię na wszystko. No ale to później, najpierw muszę zająć się Mikleo, by wrócił do zdrowia, a jak już poczuje się lepiej, to wtedy rozejrzę się za pracą. 
- Sorey... przepraszam – zaczął lekko płaczliwym tonem, chyba czując się źle. A to niedobrze. Nie chciałbym, by czuł się źle, to nie jego wina. Znaczy się, to jest jego wina, bo gdyby o siebie dbał i nie dał sobie wchodzić na głowę, ja mógłbym zostać w domu, a on dalej pracować. Nie mam jednak serca mu tego powiedzieć. Zresztą, co to by dało, gdybym mu to wypominał? Nic. Poza tym, że powodowałbym u niego jeszcze większe wyrzuty sumienia. 
- Nie płacz i nie przepraszaj, Owieczko. Odpocznij, a ja pójdę zająć się dziećmi – poprosiłem, całując go w czubek głowy.
 Teraz jak już byłem pewien, że Miki żyje, mogłem się troszkę uspokoić. Nie oznacza to, że zaraz moja temperatura ciała się podwyższy. Pewnie będę jeszcze przeraźliwie zimny przez dłuższy czas, no ale to, jak ja się czuję i będę czuł nie jest w tej chwili najważniejsze. To Miki i dzieci są najważniejsze, potem zwierzaki i dom, a ja i moje potrzeby znajdujemy się gdzieś tam daleko pod sam koniec. Ja jakoś przeżyję. 
- Jak się czuje Mikleo? – spytała cicho Lailah, która była świadkiem tego, jak wnoszę nieprzytomnego męża na górę. I podczas kiedy ja warowałem przy łóżku, ona zajmowała się bliźniakami, za co byłem jej strasznie wdzięczny. Gdyby nie ona nie wiem, jakbym sobie poradził. I jak sobie poradzę w najbliższych dniach, przecież moje myśli będą ciągle błądzić przy Mikleo, który przecież będzie tam leżał taki niemrawy i nieżywy...
- Paskudnie, ale oczywiście mi tego nie powie. I dziękuję za zajęcie się dziećmi – powiedziałem, biorąc na ręce Haru, który wyciągał zmęczony rączki w moją stronę. Jak on był strasznie ciepły... albo to ja taki zimny byłem. Obym tylko go nie skrzywdził w jakiś sposób, bo sobie nie daruję. Nie wiem, jak ja miałbym to zrobić, no ale ja to mam tendencję do robienia rzeczy niemożliwych, zwłaszcza tych negatywnych. 
- Nie ma za co. Jutro też do was przyjdę – zaproponował, na co pokiwałem głową. Ona jest przekochana... Bez niej nie dałbym sobie rady. 
Zanieśliśmy dzieci na górę, do ich łóżeczek, zachowując się bardzo cicho, bo Mikleo już zdążył zasnąć, a po pożegnałem się kobietą. Ja musiałem jeszcze posprzątać dom, w tym zabawki naszych maleństw, nakarmić zwierzaki, zobaczyć, jakie mamy produkty w szafkach, co jutro dzieciom do jedzenia przygotować, czy może na jakieś zakupy się udać... trochę minie, nim wrócę do sypialni, ale chyba nie położę się z Mikleo w łóżku, tylko zdrzemnę się na fotelu obok łóżka. Nie chciałbym coś zrobić Mikleo przez sen, on teraz musi odpoczywać, a nie być przeze mnie gniecionym.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz