Wyspany a do tego bardzo zadowolony rozciągnąłem się w łóżku jak kot, zerkając na okno, za którym dostrzegłem kropelki deszczu uderzające o parapet, to by wyjaśniało skąd ten dobry humor i poczucie relaksu, chociaż to drugie może być, zasłużą mojego męża, który jak zawsze dobrze potrafił się mną zająć.
Zadowolony podniosłem się do siadu, zerkając na zegarek, który wskazywał na to, że mój mąż najprawdopodobniej jeszcze jest w domu, zaciekawiony czy może go jeszcze spotkam, wyszedłem z łóżka, schodząc po schodach na dół, znajdując męża w kuchni pijącego kawę.
- Owieczko? Dlaczego nie spisz? Nie musisz przecież tak wcześnie wstawać, chyba cię nie obudziłem prawda? - Zapytał niepotrzebnie zmartwiony, podchodząc do mnie, aby ucałować mnie w czoło.
- Nie skarbie, nie obudziłeś mnie, po prostu jest idealna dla mnie pogoda, jak mógłbym więc tracić dzień na sen, martwię się tylko o ciebie, nie chce, abyś zachorował lub by stało ci się coś złego - Przyznałem, patrząc na niego ze zmartwieniem w swoich oczach.
- O mnie się nie martw ja sobie rade dam, wrócę do domu po pracy i się porządnie wygrzeje, a na razie muszę już iść do zobaczenia owieczko - Dopił szybko kawę, całując mnie w czoło, zakładając na ramiona płaszcz i buty na stopy nim wyszedł z domu na deszcz, który dla niego nie był niczym przyjemnym. Mój biedaczek, w takie dni jak te najchętniej poszedłbym za niego, aby nie musiał się męczyć, niestety teraz już nigdzie mnie nie wypuści samego, po tym, co się stało.
Wzdychając cicho, nakarmiłem nasze zwierzaki, siadając na kanapie z książką w dłoni, mając w tej chwili czas dla siebie, dzieci jeszcze spały, a ja skupiając się tylko na sobie. Zrelaksowany, leżąc na kanapie, czytałem stronę za stroną, nasłuchując tylko płaczu dzieci, do których będę musiał pójść, gdy tylko usłyszę ich płacz.
Nim zdążyłem się całkowicie zrelaksować, moje małe szkraby obudziły się, a ja szybko poszedłem po nich, zabierając ze sobą na dół do salonu, gdzie rozłożyłem im zabawki, w tym czasie szybko przygotowując im owsiankę z owocami, nie chcąc im długo kazać czekać, wracając do nich, najszybciej jak się tylko dało, karmiąc po kolei, łyżeczka po łyżeczce jedno dziecko a później drugie dziecko i takim to sposobem najszybciej jak się tylko da, nakarmiłem maluchy, zostawiając je w salonie, gdzie sam szybko posprzątałem w kuchni, wracając do maluchów, najszybciej jak się tylko da, aby cały czas mieć na nich oko.
Zabawa z maluchami była naprawdę przyjemna, chociaż i tak było mi szkoda tego, że mogły wyjść na dwór, niestety pogoda im na to nie pozwalała, muszą siedzieć w domu czy im się to podobało, czy też nie.
Na moje szczecie dzieci nawet nie myślały o wyjściu na dwór, grzecznie bawiąc się ze mną w salonie, dając mi nawet w tym samym czasie przygotować obiad, którym był ciepły rosół, zrobiłem go nie tylko z myślą o dzieciach, ale i moim biednym mężu, którego na pewno przyjdzie do domu zmarznięty i do tego pewien padnięty a wszystko to zasługa deszczu, który na pewno w niczym mu nie pomoże a wręcz przeciwnie nie dość, że zdołuje, to jeszcze może przeziębić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz