To nie zależało od tego, czy ja chciałem iść do tej pracy, czy też nie. Ja musiałem tam iść. Ledwo pracę zacząłem, i już miałem sobie wolne zrobić? No nie wypadało. To wszystko przez ten głupi deszcz. Gdyby nie deszcz, albo gdyby ćwiczenia odbywały się w jakimś pomieszczeniu, wszystko byłoby w porządku. No ale nie, natura musiała ze mnie zrobić głupka i musiało padać cały dzień. Pada zresztą do teraz chyba. Albo mam już omamy słuchowe. Sam już nie wiem, wszystko mi się miesza i nie jestem pewien, co działo się wokół mnie.
- Muszę iść do pracy – bąknąłem, z trudem to mówiąc. Nie miałem na to zwyczajnie siły... obym jutro czuł się lepiej, bo nie mam pojęcia, jak ja sobie poradzę jutro, nawet jak miałaby być to zwykła warta.
- Jak się będziesz czuł tak samo źle jak dzisiaj, to nie będzie miało to sensu, przecież tam nawet nie dotrzesz – powiedział zmartwiony, pomagając mi położyć się na łóżku.
- Dopiero co zacząłem tę pracę, nie mogę już sobie wolnego robić – bąknąłem, opadając na poduszki. Byłem strasznie wyzuty z siły... jak wcześniej byłem chory, to też się tak paskudnie czułem? Nie pamiętam. Ale dosyć dawno byłem chory... Mam chyba więc prawo przechorować to teraz trochę bardziej, prawda? Nie, nie mam żadnego prawa chorować, muszę się ogarnąć i iść jutro do pracy. Tak, tylko o tym teraz powinienem myśleć.
- No i jak ty masz pracować, skoro nawet nie dasz rady się tam wstawić? – dopytał, dalej się mi przyglądając ze zmartwieniem, jakbym mu tu teraz umierał. No a nie umierałem. Czułem się tylko tak odrobinkę gorzej niż zazwyczaj, ale to nie powód do paniki. Czy nie pójścia do pracy.
- Doczołgam się – odpowiedziałem, na co mój mąż westchnął cicho, nie chcąc komentować mojej odpowiedzi. I bardzo dobrze, bo ja zdania nie zmieniam.
Mikleo otulił mnie dokładnie kocem, rozpalił w kominku i przytulił się do mojego ciała. Jaki on był cieplutki... jak miło było się do niego przytulić. I w ogóle z łóżka nie wychodzić. Ale już za kilka godzin będę musiał wstać, ogarniać się i iść do pracy. Podjąłem się jej i będę konsekwentny.
Kiedy otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę z tego, że po pierwsze, nadal padało, a po drugie, było za jasno. Powinienem już dawno być w pracy. Zaspałem. Zawsze budziłem się na czas. Spanikowany od razu zerwałem się z łóżka, no ale jakoś tak się stało, że zakręciło mi się w głowie i upadłem na podłogę. Ale to na pewno nie było dlatego, że nadal byłem słaby, tylko dlatego, że za szybko wstałem... tak, to dlatego, musi być dlatego, innego wyjścia nie widzę i nie zaakceptuję.
- Jeszcze raz mi wstaniesz z tego łóżka, to cię do niego przywiążę – usłyszałem niezadowolony głos Mikleo, który nagle pojawił się przy mnie. A skąd on w ogóle przyszedł? Kiedy to zrobił? W ogóle go nie zauważyłem.
- Ale muszę iść do pracy. Czemu mnie nie obudziłeś? – spytałem niemrawo, rozglądając się dookoła. Trochę miałem wrażenie, że podwójnie widzę. To nie był dobry znak... no ale to i tak mnie nie powstrzyma przed udaniem się o pracy, nawet jak już jestem grubo spóźniony.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz