niedziela, 20 sierpnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey miał rację, czy jest mi źle, czy jest mi dobrze, muszę zajmować się naszymi dziećmi, chciałem mieć dzieci, a więc muszę wziąć za nie odpowiedzialność ponad wszelakie zachowania.
- Masz rację - Kiwnąłem głową, odsuwając się od męża, niechętnie wstając z łóżka, idąc za mężem, trzymając go za rękę, schodząc na dół do naszych maleństw, które od razy zwróciły na mnie uwagę, potrzebując mojej uwagi, moje maluchy jak ja mogłem ich tak zaniedbać, co ze mnie za rodzic? Krzywdę męża i jeszcze zaniedbuje dzieci, co jeszcze zrobię, aby jeszcze bardziej skrzywdzić własną rodzinę.
Przytulając do siebie szkraby, słuchałem rozmowy Lailah i Soreya, którzy chcieli pójść nad jezioro, gdzie szczerze pójść nie chciałem, zdecydowanie wolałbym siedzieć w domu, gdzie już nikt mi nie zagrozi.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Mikleo na pewno da radę? - Słysząc ich rozmowę, westchnąłem cicho, postanawiając nie narzekać i wyjść na dwór tylko po to, aby sprawić im przyjemność samemu nie specjalnie chcąc wyjść, czego jednak nie robi się dla rodziny? Już i tak sprawiam im wszystkim aż tak wiele problemów.
- Dam rade, możemy iść nad jezioro - Powiedziałem, zwracając ich uwagę na swoją osobę.
- Jesteś pewien? Pamiętaj, że do niczego nie musisz się zmuszać - Lailah odezwała się do mnie, nie chcąc, abym się zmusił do czegokolwiek, czego tak naprawdę robić nie chce.
- Wiem i spokojnie do niego się nie zmuszam, chce tego spokojnie - Oszukałem, tak naprawdę nie chcąc nigdzie iść, robię to tylko dla nich, bo zdecydowanie nie dla siebie.
- W takim razie możemy już iść - Stwierdził Sorey, biorąc ode mnie dzieci, aby je przebrać, gdy ja grzecznie siedziałem na kanapie, czekając na męża i dzieci rozmawiając z panią jeziora, która zdecydowanie zbyt bardzo się o mnie martwiła, zdecydowanie niepotrzebnie ja sobie jakoś radzę i w końcu dojdę do siebie, tylko potrzebuję czasu.
Po przygotowaniu maluchów do wyjścia mogliśmy zabrać ze sobą psa, który wesoło merdał ogonem, trzymając się blisko mnie, najwidoczniej czując, że jest ze mną coś nie tak.
Nad jeziorem schowałem się pod wodą, gdzie odetchnąłem, troszeczkę potrzebując tego odpoczynku, odpoczynku od całego świata.
Troszeczkę to trwało, ale gdy wyszedłem z wody czołem się już troszeczkę lepiej, psychicznie, a nawet fizycznie, a mimo to szybko chciałem już wracać do domu, czując, że limit wyjścia na dwór już został przekroczony.
- Jak się czujesz? - Zapytał Sorey, głaszcząc mnie po policzku.
- Trochę lepiej - Przyznałem, starając się do niego uśmiechnąć, co mimo wszystko wciąż było niemożliwe, wciąż miałem poczucie winy, które mnie zjadało od środka, bylebym znów i tej nocy go nie skrzywdził.
- Chcesz do domu? - Na to pytanie kiwnąłem delikatnie głową, chętnie wróciłem do domu, gdzie jeszcze chwilę spędziłem czasu z rodziną, nim znów uciekłem do sypialni, zakopując się pod kołdrę, mając już dość wszystkiego.
- Potrzebujesz czegoś? - Zapytał Sorey, który przyszedł do mnie, siadając na brzegi łóżka.
- Nie, nic nie chce. Ale wiesz, dziękuję, wyjście z domu naprawdę dobrze mi zrobiło - Przyznałem, odwracając się w stronę męża, delikatnie się do niego uśmiechając.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz