poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Czułem się już lepiej, no ale nie najlepiej. Byłem już nie raz zdecydowanie w lepszym stanie, owszem, no ale uważam, że skoro już jako tako się czuję, no to najwyższa pora, by zacząć pracować. Muszę utrzymać naszą rodzinę, to jest mój obowiązek, a co aktualnie robię? Leżę w łóżku i nic nie robię... który już dzień? Sam nie wiem. Trochę mi się to wszystko miesza, nie wiem, ile dni przespałem, ile dni przeleżałem... a przez to, że ciągle pada, to cały czas miałem wrażenie, że jest ten sam dzień. No chyba, że to faktycznie jest jakiś jeden strasznie długi dzień... nie no, to niemożliwe, by tak było. Chyba. A może...? Nie mam pojęcia i im dłużej nad tym myślę, to tym bardziej bolała mnie głowa. Myślenie nie jest moją mocną stroną, muszę to przyznać. 
- Ale potrzebujemy pieniędzy. A skąd my weźmiemy pieniądze, skoro nie pracuję? – zapytałem, troszkę zmartwiony tym faktem. Dzieci muszą jeść. Zwierzaki też muszą jeść. My już jeść nie musimy, i z tego powodu, że zjadłem wcześniej tę owsiankę i wypiłem tak strasznie dużo herbaty, poczułem wyrzuty sumienia. Gdybym wcześniej pomyślał, to bym nie jadł, i nie pił. Zostałoby wtedy więcej dla dzieci. Nie no, teraz to ja nie mam innego wyjścia, jak tylko wrócić do pracy, nawet jak bym się miał obijać o ściany i potykać o własne nogi. 
- Nie pracujesz tylko chwilowo. Wyzdrowiejesz całkowicie i wrócisz do pracy, a my do czasu twojej wypłaty jakoś sobie damy radę – odpowiedział, chyba próbując mnie uspokoić, ale tak niezbyt się uspokoiłem. Jakoś damy sobie radę... nie możemy jakoś sobie dawać rady. To brzmiało tak, jak byśmy wiązali koniec z końcem, więc to tak, jakbym poległ jako głowa rodziny. No i też się tak czułem. Chciałem zapewnić moim najbliższym po prostu godne życie, a nawet tego nie potrafię zrobić. Gdybym wiedział, że będziemy w takiej sytuacji, to jeszcze bym na dzieci nie nalegał... no ale nie wiedziałem i mam moje dwa słoneczka przy sobie. I skoro je mam, to muszę zapewnić im wszystko, czego tylko potrzebują. Nieważne jak. – Hej, nie dołuj się, jesteśmy w całkiem dobrej sytuacji – dodał, widząc moje nagłe przygnębienie. Mimo tego i tak już nie będę ani jadł, ani pił. No chyba, że wodę. Ale woda jest zimna. A ja nie chcę niczego zimnego, już mi jest bardzo zimno, i nie chcę, by było mi jeszcze bardziej zimno. Teraz jedyne, czego chciałem, to ciepła i Mikleo. A że ciało mojego męża było ciepłe dla mnie, czyli to były dwie rzeczy, które chciałem. 
- Prześpij się chwilkę, ewidentnie tego potrzebujesz – poprosiłem, trochę zmieniając temat, na bardziej przyjemniejszy. I jeszcze równie ważny, bo przecież zdrowie aniołka mojego jest bardzo ważne, a już na pewno ważniejsze od mojego. A moja Owieczka wyglądała okropnie. Podkrążone oczy, blada cera, spierzchnięte usta... Zdecydowanie potrzebował jeszcze trochę snu. Muszę naprawdę zebrać się w sobie i skoro do pracy mnie nie wypuszcza, to chociaż mu tutaj muszę mu pomagać, a nie tylko leżeć. 
- Muszę mieć oko na dzieci – powiedział, ale oczy już mu się zamykały. 
- Ja będę miał na nie oko. I jak coś będzie nie tak, to cię obudzę – obiecałem, przytulając go mocniej do siebie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz