Jeszcze mnie nie pogrzało, by go znów wysyłać do pracy. Powinienem wcześniej domyśleć się, jak to się skończy, a teraz, jak już to wiem, no to tego błędu nie popełnię. Nie chciałem wracać do pracy, tutaj w domu czuję się całkiem dobrze. I też całkiem dobrze sobie radziłem mimo, że miałem dwójkę maleństw na głowie. Na początku trudno było mi to wszystko ogarnąć, musiałem się do tego przyzwyczaić, znaleźć sposób na dzieci, odkryć, jak poprawnie i efektownie się nimi zajmować, jednocześnie dbając o dom i zwierzaki... ale jeżeli mój mąż miał się zamęczać tak, jak teraz to zrobił, to już w tym domu nie chciałem zostawać. Nie mógłbym zostać w domu spokojnie wiedząc, że ci idioci go w pracy wykorzystują.
- Miałeś swoją szansę, Owieczko. Prosiłem cię, byś dawał mi znać, jeżeli coś w pracy jest nie tak, albo czy jesteś zmęczony, a ty mi uparcie nic nie mówiłeś. Nie sądzisz chyba, że teraz cię tam puszczę raz jeszcze – powiedziałem twardo, nie chcąc go puścić. Miał swoją szansę. Może gdyby pracował z Misaki... nie, nie akceptuję żadnych półśrodków. Teraz ja muszę znaleźć pracę. Może u kowala. Albo u drwali... chociaż nie, u drwali to musiałbym spędzać bardzo dużo czasu poza domem, a przecież trzeba pomagać Mikleo w domu. No to zostaje kowal. Albo straż. Albo osobista straż królowej. I to chyba byłoby wszystko... a przynajmniej jak tak teraz sobie o tym myślę. Później może wpadnę na coś innego.
- Teraz już będzie ze mną lepiej, poprawię się – obiecał, no ale nie mogłem się na to zgodzić. Jestem bardziej niż pewien, że to się skończy tak samo, jak nie gorzej, a jak skończy się gorzej, to tego nie przeżyję. No ale Miki mi nie da chyba spokoju, jeżeli się nie zgodzę...
- Mogę się zgodzić na twój powrót do pracy, ale pod jednym warunkiem. Nie wrócisz do szpitala. Nie po tym wszystkim – powiedziałem po chwili zastanowienia. W innej pracy może go tak nie będą wykorzystywać, a jak będą, no to zostaje w domu. I tyle.
- Ale... gdzie ja miałbym pracować? – spytał, chyba lekko zagubiony. Nie dziwię się mu, mój Miki jest delikatny, więc do fizycznej pracy się raczej nie nadaje, a to jej jest najwięcej. No ale jak nie znajdzie, to zostanie w domu. I na to bym nie narzekał.
- Gdziekolwiek, gdzie będą cię traktować z szacunkiem. Czyli na pewno nie w szpitalu – wyjaśniłem, po czym ucałowałem go w czubek nosa. – Chyba powinienem się już zbierać, muszę pomóc Lailah – dodałem, podnosząc się do siadu.
- Nie idź, potrzebuję cię – poprosił, natychmiast przytulając się do moich pleców. No i co ja z nim mam... faktycznie, najchętniej to bym się stąd nie ruszał. Co prawda, po tych kilku godzinach snu czułem się lepie, ale i tak miałem wrażenie, że to było dla mnie coś za mało.
- Dzieci też mnie potrzebują, wiesz? – zacząłem, gładząc go po włosach. – Poza tym, może bym ci coś przygotował? Jakieś słodkości? Coś ciepłego? Coś zimnego? A może kąpiel? Wypadałoby ci włosy umyć – zaproponowałem, zaraz zbierając się w sobie. Nie mogłem pozwolić na to, by zmęczenie wzięło nade mną górę, teraz to musiałem dać z siebie wszystko dla moich najbliższych, nawet gdyby to mnie miało zabić. Na szczęście zabić to mnie nie zabije, tylko co najwyżej troszkę bardziej mnie zmęczy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz