Wpatrywałem się jeszcze przez chwilę w Mikleo, chcąc dostrzec jakieś ślady wskazujące na to, że w pracy było coś nie tak. Jeżeli tylko dowiem się, że znów ktoś się mu tam naprzykrzał, to będzie musiała nastąpić zamiana. W końcu, ja się nie dam tak łatwo, w przeciwieństwie do niego, i ludzie chyba to zauważyli, bo raczej omijali mnie szerokim łukiem, a do Mikleo lgnęli. No chyba, że a byłem obok niego, wtedy już tacy chętni nie byli. Ciekawe, czy dzisiaj też spróbowali go wykorzystać. Znaczy się, na pewno tego spróbowali, jestem tego bardziej niż pewien, więc właściwie pytanie brzmiało, czy Miki potrafił powiedzieć „nie”. I strasznie chciałem uwierzyć, że Miki potrafił się postawić, to jednak coś mi się wydawało, że niestety, nie był w stanie tego zrobić. Nie miałem jednak żadnego potwierdzenia, więc musiałem założyć, że mój Miki postawił na swoim.
- Wyglądasz na strasznie zmęczonego, na pewno wszystko w porządku w pracy? – dopytałem obserwując, jak moja biedna Owieczka zajmuje miejsce przy stole.
- Jak mówiłem, jeszcze się nie przyzwyczaiłem do tego trybu życia. Za tydzień już powinno być wszystko w porządku – wyjaśnił, a ja zmrużyłem podejrzliwie oczy. Miało to sens... teraz. Ale jak za tydzień znów będzie zmęczony, to tak łatwo mu nie odpuszczę.
- Ale też wróciłeś później niż powinieneś – nie odpuszczałem mu, dalej go przepytując. Musiałem mieć pewność, że Mikleo po dzisiejszym dniu w pracy czuje się dobrze, a przynajmniej na tyle dobrze, na ile mógł po takim zupełnie normalnym dniu w pracy, bez żadnego wyzyskiwania.
- Bo byłem na targu. Kupiłem nam gorącą czekoladę. Swoją drogą, może nam ją przygotujesz? Z chęcią bym się jej napił – poprosił, podając mi wcześniej wymieniony produkt.
- Jeżeli tylko tego pragniesz, to już się za to zabieram – powiedziałem, po czym pocałowałem go w czubek głowy. Skoro mój Miki tego chciał, to ja to musiałem zrobić. I to jak najszybciej.
Tak więc przygotowałem i jemu, i sobie kubek cudownie gorącego napoju. Troszkę tęskniłem za ciepełkiem, mimo, że aż tak zimno nie było. Było chłodniej, faktycznie, no ale tak jeszcze do przeżycia. Jeszcze mogłem wychodzić na dwór bez zakładania na siebie dwudziestu tysięcy warstw ubrań, no ale jak już wracałem do domu, to najchętniej pod kołderkę. To bym pewnie robił, gdyby nie było dzieci, no ale jako że były pod moją opieką, to musiałem się nimi zajmować. Na szczęście po takim spacerku dosyć szybko szły spać, jak na przykład dzisiaj. Gdyby Miki nie wrócił, to pewnie dalej bym sobie leżał w łóżeczku, no ale musiałem go przywitać. I się nim zająć, bo na to moje kochanie zasługuje.
- Wiesz, że jeżeli czujesz się źle w pracy, to ja mogę wrócić do pracy, a ty zostaniesz z dziećmi – zacząłem niepewnie, podając mu kubek gorącej czekolady. Ciekawe tylko, czemu on chciał gorącej czekolady. Przecież on lubi zimno, a pije gorące... i że niby to ja jestem dziwny. Jestem, owszem, ale nie bardziej, niż on.
- Sorey, rozmawialiśmy już o tym... – powiedział, ciężko wzdychając.
- No tak, ale wtedy byłeś przed pracą. A teraz już jesteś po i już wiesz, jak tam ciężko było, a ja nie chcę, byś chodził taki zmęczony. I by cię wykorzystywali – wyjaśniłem, patrząc na niego uważnie. Naprawdę byłem gotów dla niego się zamienić, już lepiej, abym to ja chodził zmęczony niż on.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz